poniedziałek, 4 maja 2009

komu nikat komu?

niestety och niestety los mię dziś pozbawił możliwości bezpośredniego kontaktu z pracą. postanowiłam przedłużać długi weekend aż do pierwszego deszczu. no więc teraz słoneczko w okieneczko, kawa, szlafrok, łosoś na grzance. co robić, taki los.
b.



ps.

poniedziałek strategicznie garderobiany. wycieczka do maksimusa z poważnym postanowieniem odnowienia szafy. błądzę po halach wizualizując się w koktajlowych , barwnych, dżersejowych sukienkach z pastelowym bolerkiem albo w powiwnych jedwabiach w kolorze butelkowym bądź lila albo limonce. oczyma wyobraźni widzę siebie w nonszalanckiej elegancji, swobodnym kroju, barwnych fantazjach. a za każdym razem w przymierzalni ląduję z czarnymi spodniami i czarno-białą bluzką a’la dziewiętnastowieczna pensjonarka. nijak nie udaje mi się przełamać tego schematu. mam gen na czarne i klasyczne rzeczy, w których jest tyle fantazji co w cynowym wiadrze. w końcu się poddaję. czarne spodnie, białe majtki (czy pisanie o majtkach jest już przekroczeniem granicy dobrego smaku?). whatever jakie małe chińskie rączki je tkały, są tanie, duuuże i niespokrewnione ze stringami. co mi przypomina, iż jeden raz w życiu użyłam stringów . ten raz był na tyle traumatyczny, że dziś jedynie stringami wiążę niesforną grzywkę przy sprzątaniu. miałam cija naznaczoną wizytę u ortopedy z powodu zgrzytających kolan. w przypływie niefrasobliwości oraz progresywnego durnowacenia na wizytę tę założyłam stringi właśnie, nieświadoma, że profesor doktor zechce mi kolana oglądać od pasa w dół a potem jeszcze to samo zrobi radiolog. chyba lepiej bym się czuła latając nago po placu zamkowym śpiewając la kukaraczę.
koniec końców z nadarzyna wyjechałam z naręczem majtek, które nie koniecznie miały stanowić mój garderobiany atrybut elegancji oraz ale i z fioletową sukienką w stylu niewolnic z „przeminęło z wiatrem” a także z bluzkami udającymi letnie żakiety. w klasyczną, grzeczną kratę, bądź w równie zdyscyplinowane, symetryczne groszki . może przełom w stylu czeka mnie dopiero w wieku podeszłym. może wtedy zakwitnę na niwie garderobianej jak różowa, ufalbaniona barbara cartland. W kapeluszu z bukiecikiem grążeli i miniaturką pelikana.



b.

ps. 2

a wszystko bez to, że w potencjalnych letnich sukienkach z zeszłotocznej szafy, w łagodnej wersji wyglądam o tako, mniej a raczej więcej

(zdjęcie pochodzi z tajnej sesji plenerowej nad kanałem żerańskim, subtelne nawiązanie do sesji doktor zosi nad kanałem la grande we Wenecji - jaka modelka , taki kanał, conie)


2 komentarze:

Anonimowy pisze...

a na kiedy przewidziana jest prezentacja modelki/modela w rzeczach świeżo nabytych?
żądna wrażeń
internautka
alaska

benia pisze...

na targach proszę internautki. zamierzam oszołomić organistę, uwieść i po trzech dniach niecnie porzucić. a on potem dla mnie napisze fugę bacha