sobota, 16 maja 2009

mrzonki w mżawce

no i ten, poszłam do fryzjera. pani fryzjerka była fantazyjna jak gliniana donica do uprawy kartofla. zrobiła nożyczkami ciach ciach ciach – słownie razy trzy i zainkasowała, ała, siedem dych prawie. w domu dokonałam niezbędnej korekty ciach ciach ciach ciach, tępymi nożyczkami, co służy efektowi pudla po wirowaniu. nie jest dobrze. ale. przynajmniej fryzura zasłania mi wszystkie zmarszczki, kurze łapki, mimiczne pofałdowania i cienie podoczne. gdybyż jeszcze zasłoniła wałeczki wokół wyimaginowanej talii nie żałowałabym mamony.
moja lewa noga empatycznie łączy się w bólu z lewą nogą szwagra, zamkniętą w okowach gipsu. dwa dni na obcasiku , pyk pyk pyk, z powodu delegacji, przyczyniły się do ślicznego baniaka wokół kostki. przemyśliwam doustne zażywanie fastumżelu. oraz czy liście wszechmogącej kapusty, zdjętej z okładu, można zszatkować i potraktować zasmażką, czy raczej jednak niekoniecznie?
delegacyjny szwajcar okazał się nie taki straszny. a rura mu letko zmiękła gdym go miast do gliwic olmołst z powodu braku gps’a oraz rzadkich zjazdów z autobahnu , dowiozła do opola. mówię wam, szwajcarzy kompletnie nie umiom czytać mapy. wślepiony w atlas konsekwentnie wskazywał mi przeciwpołożne kierunki do tych oczekiwanych. jakbym jechała z japończykiem mańkutem jedynie moja umiejętność odegrania szurniętej blondynki w białych kozaczkach uratowała nam delegacyjny gryplan, gdym się wachlując umaskarowanymi rzęsami tłumaczyła z czterdziestominutowej obsuwy w umówionym spotkaniu. mogłam się też potem ponapawać przewagami honowania zębnika nad jego szlifowaniem. i powiem wam , że normalnie wielki szacun dla tych co mi gwarantują, że jak chcę skręcić w lewo to roman w lewo jedzie a nie gdziebądź. od dziś jestem fanem układów kierowniczych przefrezowanych w gliwicach i czechowicach-dziedzicach. choć gdym chciała sobie na pamiątkę zabrać jeden z tych układzików to się okazało, ż e owszem proszę bardzo ale tylko do toyoty. a ponieważ roman nie jest owocem mezaliansu z toyotą, to zaniechałam..
a dziś tak pięknie leje, że strategia na wieczór jest jedyna słuszna – KWK -koc, wino, książka. I oby się do następnej soboty wykapało, bo 170 km w mżawce i/lub ulewie na pozbawionym błotników bicyklu stoi w żywotnym kontraście z planem, że oto w powiewnej sukience koloru głębokiego fioletu wjeżdżam do kazimierza pachnąc bzem a tłum kazimierzan robi na przemian aaach i oooch i rzuca mi pod koła bukieciki szafirków a potem na ramionach niesie mnie do naleśnikarni i śpiewa mi arie z madam buterflaj a echa tego zdarzenia wpisane zostają złotymi zgłoski do annałów grodu .
no, a teraz KWK czas zacząć.
b.

Brak komentarzy: