poniedziałek, 9 listopada 2009

9 minut 37 sekund

chroniczna nietolerancja starszego pana na zapisany lek pchła nas z siłą wodospadu do lecznicy w celu negocjacji diagnozy bądź farmaceutyku. po uprzednim starszy pan jakby schudł nam kilo siedemdziesiąt deka w tydzień i apodyktycznie odmówił przyjmowania pokarmów wszelakich. gdybyż, ach gdybyż. refluks był zaraźliwy. kilo siedemdziesiąt w tydzień, trzy czterdzieści we dwa. za czy tygodnie byłabym wiotka jak wiktorka bekam. ale jednak nie. refluks jest wierny jeno nabywcy. no więc. korzystając z wolnego dnia pomknęliśmy sobie do kliniki. w linii lekko łamanej do kliniki mamy tysiąc siedemset metrów ale. na skutek działalności drogowców skuwających trajektorie nad trasą AK pojechaliśmy przez Białystok, Augustów i Modlin. a i tak, sądząc z korków przy AK, mieliśmy na obwodnicy całkiem znośny czas. na miejscu już, stojąc po wygraną w kolejce petentów spotkałam koleżankę z podstawówki. Bożenkę. kocham Bożenkę bezbrzeżnie i do immentu. w dziewięć minut i trzydzieści siedem sekund poznałam historię chorób z ostatniego kwartału ( kiedyśmy się to ostatni raz widziały, i kiedy to mi opowiedziała historię chorób z tamtego ostatniego kwartału) jej i całej jej rodziny. na jednym, półpłucnym wdechu przeanalizowała swoje wrzody, migdały syna, sklerozę matuli oraz na zwieńczenie dodała śmierć ojca z powodu powikłań po grypie na którą to właśnie idzie się zaszczepić oraz pcha ku szczepieniom matulę i takoż swego syna choć wątpliwości jej ciążą jak zbuk strusia. na starszopanowe refluksy jeno prychnęła z lekka, albowiem jest to choroba zawodowa nauczycieli szkół podstawowych, do którego to grona zalicza się już od tak długa, że pfff, refluks to dla Bożeny pinats i czkawka a nie anomalia chorobowa. w zanadrzu ma własne wrzody rozległe, nadżerki dwunastnicy i permanentne uchyłki jelita w bonusie za intensywne kontakty z milusińskimi. nerwy nerwy nerwy. w suplemencie trzeba Jej oddać, że przy tych wszystkich dolegliwościach wygląda jak milion dolarów , jak wzorzec zdrowia i urody, jak sofia loren za młodu. i tryska wokoło perlistym śmiechem. jeśli taka jest cena za bycie nauczycielką klas jeden:cztery – to ja idę w to jak w bury dym. zwłaszcza.że Bożena w podstawówce była, nie owijajmy w zatęchłą i dawno sparciałą bawełnę chińską, nieatrakcyjną, zahukaną klasową grubaską, cichą i zagonioną w kątek. imitując bezgraniczny niedorozwój wplotłam starszemu panu opowieść o reflusyjnej Bożence w treść podgabinetowej dysertacji o powszechnej pladze tejże gnębiącej Go choroby ufając, że widok frenetycznej, perliście rozchichotanej ofiary refluksu zarumieni Mu nieco szare lico nadzieją. osobiście uważam, że NFZ powinien zatrudnić Bożenę do obsługi przypadków skrajnie pesymistycznych oraz osobników przypuszczających, iż posiadają jakąś chorobę przewlekłą i trudną. mnie samej przy historii chorób przetaczających się przez Bożenę i jej rodzinę było wstyd za posiadanie pewnego wadliwego układu. jutro testujemy nowy farmaceutyk. jeśli nie pomoże - wzywam Bożenkę.
a potem korzystając z resztek wolnego dnia powlokłam się do sekendhendu. szmaty. kilometry koszmarnych szmat na połamanych wieszakach. ale co. ja nie znajdę? znajdę. więc na wieszaku w łazience wysycha pachnąc wiosennym lenorem dzianinowa sukienka na szerokie szelki w kremowo-czarne pasy, czarna bluzeczka z seksownym w dekolcie rozcięciem i pasowany jak ulał żakiet w kolorze popieprzonej soli ze skórzaną lamówką.

b.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

trzymamy kciuki za Starszego Pana, musi wyjść na prostą i na pewno sobie poradzi!
a co do koleżanki Bożenki, całe szczęście, że spotykasz ją tak rzadko! byłabyś juz taka chora, że hej!
Ju