piątek, 27 listopada 2009

e viva enema

połknięcie przez starszego pana flaszki berylowca w programie discovery pt. „w siedem dni dookoła jelita” nie naświetliło dostatecznie problemu i usterka starszego pana nadal skrywa się w mrocznych korytarzach i lochach intestinum i duodenum. książe ultrasono potwierdza, że starszy pan jest hipochondrykiem doskonałym, gdyż bowiem intestinum i duodenum są czyste jak setka wyborowej w grubo rżniętym krysztale , dobrze zmrożona, sote i bez ogóra. nie licząc obecności bakterii, ale one się nie liczą , bo kto na oczy widział bakterie ? i jak leczyć coś czego nie widać? w obliczu tak deprymujących wieści z frontu uważam, że codziennie kielonek wyborowej przed śniadaniem powinien sprawę załatwić. oraz znowu się okazuje, że rację miały nasze babki : na suchoty – bańki, na wzdęcia-lewatywa. i ani do tego nie potrzebowały księcia ultrasono ani pana rentgena ani toma grafa . wzięła taka jedna w oczy zajrzała głęboko aż po esicę i swoje wiedziała. dziś na taki wynik czeka się dni czternaście z czego badania trwają godzin góra siedem a reszta to czas intensywnych prób przeżycia w warsztacie bez silnego uszczerbku na ciele i na umyśle. starszy pan ze świstem opon wchodzi w trzeci tydzień pobytu „na warstacie” i końca tej peregrynacji hospitalnej nie widać ponieważ , nie wchodząc w szczegóły, jak to mówią w podmiejskiej kolejce relacji Nasielsk-Kair „jak nie urok to sraczka”. w każdym razie starszy pan dostał ultimatum, że ma się dać stjuningować jeśli nie przed nadchodzącą pełnią to na pewno przed nadchodzącym nowiem. a jeśli myśli, że pobyt w warsztacie zwalnia Go od kupienia i oprawienia dwumetrowej choinki, trepanacji karpia i wyfroterowania dywanów, to zaprawdę jest ci on naiwny jak mendel dzieci we mgle.
b.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

witam po przerwie stałe i dorywcze czytelniczki (tudzież czytelników np. w osobie Jacka Dehnela) i melduję powrót z niezwykle wyczerpującego szkolenia, przy którym podróż w siedem dni dookoła jelita jest jak ratlerek przy Bazylku. Dobrze że wyjazdy takie nie odbywają się jednakże częściej niż raz, góra dwa w roku bo rokowania nie byłyby pomyślne. Wyczerpanie fizyczne sięga zenitu. Po kilku godzinnym skakaniu na Sarnią Skałę (1300 mnpm) odczuwam każdy maultki nawet mięsień. Do tego ten brak snu (seria nocnych szkoleń) i pragnienie jakby na mróz się zbierało. W związku z powyższym muszę udać się na zasłużony odpoczynek i mimo tak wczesnej godziny obieram kierunek łóżko.
alaska