środa, 25 listopada 2009

kalejoskop rewerencji






w zaistniałej, powyżej udokumentowanej, sytuacji nie pozostaje mi nic innego jak ogłosić jesieni koniec i początek „międzyczasu”. aż. gdy na ten zielony dywanik spadnie to białe. co je wszyscy mamy w tym no, w sentymencie , oczywiście. sanna, ho ho ho sanna, biały śniegu puch i kmicic w sanniach z oleńką otuloną gronostajem w pędzie po ośnieżonej puszczy. ale zanim. obfitość białego dostarcza nam starszy pan, nadal z usterką, przebywający w warsztacie. fachowcy w białych kitlach drapią czoła w kwestii „dlaczego i po co”. jak mniemamy z szeregu domysłów, dziś wpuścili starszemu panu w otchłań jelitową Ba SO4 – siarczan baru – podstawowy składnik farby malarskiej pochłaniającej promieniowanie rtg. starszy pan miał więc w związku z tem dzisiaj sesję zdjęciową tak intensywną, że śmiało mógłby stanąć w szranki z ewangelistą (lindą). zwłaszcza. że wagą i wymiarami niechybnie ją był już prześcignął. no nic. czekamy. śpital polubił starszego pana i raczy go sobie wypożyczać między oddziałami, bo rokuje . a my w tem czasie guglamy. wiedza natenczas zdobyta raz nas rzuca w otchłań ponurych domysłów , raz każe śmiało czoło unieść i zakrzyknąć „furda tam”. wizytacje na warsztacie u starszego pana niezwykle pouczające są i tchną dreszczykiem rodem ze starego, dobrego Hitchcock’a. leży oto bowiem sobie pacjent pod kroplówką, co ma mu życie ratować, a z tej kroplówki się sączy i skrapla glukoza. niby życiodajna. choć dla cukrzyka jakby trochę wspak. w czym się orientujemy, będąc przypadkowo świadkami gwałtownej reakcji siostry, której po pomiarze cukru u tegoż cukrzyka na widok woreczka z glukozą oczy okrągleją jak nabzdyczone halo w mroźną noc wokół saturna . ale ojejuś. wszak każden ma prawo zbłądzić. więc i dochtor też przecież. a siostrzyczka myk myk myk w trymiga nadbiega z insuliną. siostrzyczkę na prezydenta . a dochtora hm ... uśpić?
pozatym co. zostałam niechcący malarzem niszowym, gdym w końcu domalowała wnęki/nisze po wymianie lufcików. destruktor, któren mi apartament pierwotnie malował, za te nieudaczne maziaje z pewnością kazałby mi na grochu twardym klęczeć do maja. ale oj tam. umówmy się, że jest dobrze. jest dobrze ale nie najgorzej jest. hm. a że nie mam jeszcze żaluzji, sąsiedzi mogą pilnie śledzić przez nowe lufciki moje nocne peregrynacje po herbatę w różowej koszulinie haftowanej w kfiatki przy dekolcie. do których to peregrynacji się wyśmienicie komponuje ścieżka dźwiękowa (thx –Dzidek !) „Rewersu”.
a podczas gdy cała luckość mozoli się i zmaga nad swem losem rozchwianem i niepewnem , gdzieś tam, w głąb kontynentu, pomyka wesoły autobus unosząc w celach dydaktyczno-integracyjnych my loving sister, by ją dla powszechnego dobra na linach małpiego gaju zawiesić .
i już sama nie wiem, czy w zaistniałej sytuacji bardziej sister czy starszemu panu rewerencja się należy.



b.

Brak komentarzy: