poniedziałek, 16 sierpnia 2010

obsuw posuwalski

relacja z wakacji się sama nie napisze. to wiem. jednakowoż ja jej napisać nie mam sił. srana wyjście do biura w sandale na słupku miast w klapku płaszczatku przyprawiła mnie o sporą arytmię i kolebanie. potem wzięłam łopatkie i nią grzebałam na biurku. ukopałam kilka zgrabnych stosików i ległam pod wiatrakiem tak koło trzynastej trzydzieści. potem kolega porażony upałem postanowił wcisnąć mojego pluszowego renifera za szafę i musiałam się podnieść żeby go karnie (kolegę, nie renifera złomotać) co wyczerpało moje siły absolutnie na dziś. na dodatek wspólnota wysłała mi jakieś rozliczenie, z którego wynika, że na fundusz remontowy nie płacę od pieńciuset lat za to na czynszu mam nadwyżki budżetowe, że ho ho. i ho też. nie chce misie tego analizować. niech leży. może we środę jak zelżeje tropik nieco. tymczesem przemyśliwam jakbytu zainstalować w łazience ekran komputera, wleźć do wanny i udawać, że nadal jestem w Kojle. w tym o: i chce natychmiast ten widok z tarasu w Kleszczówku mieć za swoim oknem na staropańszczyźnianejbo jak nie, to się położę w supermarkecie na podłodze koło lodówek z mrożonym brokułem i zacznę tłuc pięściami z wrzaskiem.
b.

Brak komentarzy: