piątek, 8 kwietnia 2011

Czy to jeszcze wic, czy haniebne fopa *

na plenarnym zebraniu z okazji janosikowania ojciec-dyrektor przed wyprowadzeniem nas ze stanu niewiedzy w stan wiedzy na temat zmiany obowiązków zabawiał nas dla rozluźnienia atmosfery dykteryjkami ze swej przeszłości, kiedy to na rubieżach bloku socjalistycznego piastował stanowisko. (bo są tacy ludzie co się rodzą dyrektorami. i choćbyście ich zesłali do Pernambuco z dziesięcioma centavos w dziurawej kieszeni to i tak za chwilę przyśle wam wizytówkę „skup butelek po tequili - dyrektor”). a że czasy były siermiężne to i anegdotyczne. i techże anegdotki jął wspominać ojciec-dyrektor z sentymentem w oku. wiele z tych opowieści stanowi kanon i historyczne podwaliny pod naszą firmę więc jako przesłania o tak ważkim znaczeniu niesione są wysoko w ukwieconym panteonie pamięci a ich powtarzalność jak w niepiśmiennej kulturze plemiennej służy zachowaniu ich ku chwale i dla potomności. jedynie niewielki procent tych zasobów kronikarskich znam z autopsji, gdyż w momencie ich zaistnienia w czasie rzeczywistym biegałam boso po piaskownicy względnie przesiadywałam w barze paragraf, gdzie, w przerwach rozpraw odbywanych w stojącym naprzeciw gmachu sądu, przy miniaturowych stoliczkach pili wódkę zakąszając wuzetką złoczyńcy i ich adwokaci. zawsze mi imponował ten zestaw. taki wyrafinowany a jednocześnie drapieżny. jak na gatunkowych złoczyńców przystało. no więc, że polecę klasyką, no więc ojciec-dyrektor przytoczył memuarową historyję i jął się domagać potwierdzenia aplauzu i świadectwa opowiedzianego zdarzenia. niestety, choć historyjka bardzo nam się podobała (była o tym jak pewnemu dyrektorowi zjednoczenia z NRD na ul. Widok w Warszawie ktoś w dwie minuty świsnął służbowe auto marki łada kombi) nijak nie mogliśmy jej dać świadectwa albowiem ani dyrektora zjednoczenia ani tej sytuacji nie pamiętaliśmy (znaczy nie było nas wtedy na świecie). mimo licznych i silnych nacisków nie ulegliśmy co ojciec-dyrektor skonstatował diagnozą, że mamy makabrycznie duże luki w pamięci i na oweż luki polecił nam po szklance wódki dziennie. taka nowa terapia, jeszcze nie ma nazwy. po czem, dochodzimy do klu - proszę nie odchodzić od nadajnika, po czem uznawszy, że grunt do janosikowania został odpowiednio zmiękczony ojciec-dyrektor zawiesił się jak pecet po trojanie i rzucił w moja stronę buńczuczne – no to o czym to my tu rozmawialiśmy, licząc na mą nagłą i rzetelna podpowiedź. tu jednak użarł mnie jaki bies i machając rzęsami (co z wiekiem praktykuję coraz bardziej świadomie i bezczelnie, głupi tupet w koincydencji z dobrą maskarą) retorycznie zapytałam: a co, wódeczki się dzisiaj jeszcze nie piło ? i stąd ten * tytuł właśnie i letka rozterka.

b.

Brak komentarzy: