czwartek, 21 kwietnia 2011

placówka na winklu

przygrzewa. i pachną kwitnące biało mirabelki. i już sypią wkoło płatkami jak z zepsutego dziurkacza. w związku z czym nie mogłam. no nie mogłam się nie omieszkać i udawszy pilne zlecenie w terenie udałam się na róg. na ten róg, który kryje w sobie jeszcze nie wyeksplorowaną przeze mnie cafe. otóż. jestem wielce usatysfakcjonowana. wielce. wnętrze bezpretensjonalne, proste, widać, że ma bezkablowe połączenie ze światem, bo stoliki głównie oblegane przez laptopowców. ale już przy szerokim parapecie okiennym można, zasiadłszy wygodnie, poczytać prasę lub przejrzeć zgromadzony księgozbiór. młodziutka ekspedienta ciach ciach ciach na oczach klientów szatkuje jaja. do sałatki. dorzuca oliwek, rukoli i prawdziwej fety. trudno się oprzeć i zostać przy samej tylko kawie. a kawa z najwyższej półki zabalsamowała mi kubki smakowe. jak tylko nabędę odpowiednio długi przedłużacz, zamierzam przenieść tu swój stacjonarny biurowy komputer, przykuć się srebrnym łańcuszkiem do ogródkowego stolika i pozostać do pierwszych wrzosów.

b.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

do czasu jak Twój szef nie wpadnie na taki sam pomysł i cię pogoni stamtąd...
alaska
p.s. mógłby się oczywiście nie dowiedzieć gdyby...