poniedziałek, 4 lipca 2011

o czytaniu o pisaniu

będąc w niedzielę w stanie lekko zważonej śmietanki oddałam się czynnościom wymagającym jedynie niezbędnej aktywności fizycznej. leżenie na otomanie oraz poruszanie w poziomie gałkami ocznymi z lewa na prawo było wyborem nader słusznym. tym bardziej, że gałki pochłaniały lekturę przewyborną. powiedzieć o autorze, że pisze wyśmienicie, to jakby o mistrzu kuchni powiedzieć, że genialnie gotuje wodę na herbatę. w ogóle wstydzę się powiedzieć cokolwiek o Jego pisaniu, żeby nieopatrznie nie ująć splendoru lub nie przesadzić z nietrafionym komplementem. Autor pisze pięknie. ale też jakby miał inaczej pisać, gdy w wieku lat siedmiu przebywając na wygnaniu z powstańczej Warszawy zaczytywał się z nudów w „Pamiętnikach pogrobowych” Chateaubrianda. a potem postawił sobie za cel przeczytać m.in. całą literaturę polską wydaną między rokiem 1815 a 1855. czym oczywiście spowodował niezbyt przychylne reakcje pracowników bibliotek zmuszonych do grzebania w przepastnych magazynach pośród zakurzonych woluminów opatrzonych często przyklejoną kartką z trupia główką – na dowód konserwowania środkami chemicznie trującymi. przyznam się tu bijąc w mą niewątłą pierś, że nie zawsze mam pojęcie o tym, o czym/kim autor pisze. co jest oczywistym skutkiem moich zapuszczonych gigantycznych luk w czytelnictwie i wykształceniu. ale z tym większą przyjemnością oraz pokorą pochłaniam stroniczkę za stroniczką. co i raz a to się zasępiając a to dyskretnie obśmiewając, gdy spod wybitnego pióra wychodzi np. felieton poniekąd poświęcony wydanej w roku 1983 „Współczesnej Kuchni Polskiej” – tu nastąpi cytata:
W latach 1982-1983, przeglądając odmłodzoną „Politykę”, zdałem sobie sprawę z czegoś, co nigdy nie przychodziło do głowy czytelnikom Kraszewskiego, Sienkiewicza i braci Brandysów: jak trudno jest pisać po polsku. „Rulon z boczku po obywatelski” wydaje się być świadectwem umęczonej wyobraźni ... Oto „golonka po staropolsku” – 5 dkg koncentraktu pomidorowego, „indyk po kasztelańsku” – 4 dkg koncentraktu pomidorowego, „bigos staropolski” – 4 dkg koncentratu pomidorowego. Trzeba w takich przypadkach cierpliwie i spokojnie powtarzać, że w Polsce w czasach Zygmunta Starego nie było ani PRON-u, ani koncentratu pomidorowego, a nawet pomidorów nie jadano. ... Pomówienie Radziwiłłów, że szparagi jadali z ketchupem, było zapewne najdrobniejszą z niegodziwości uczynionych w Polsce w roku 1983”.

konia z rzędem temu, kto potrafi tak wytknąć wady by nie przekraczając granicy dobrego smaku i szacunku wypowiedzieć się o pewnych osobach jako o „ludziach o skromnych kwalifikacjach umysłowych” .
Autor pisze, jak sam określił pewnych twórców, „ przeźroczystą polszczyzną, bez cienia zawiłości i uczonych terminów”. czytam, smakuję i konstatuję wielką przyjemność, jaką daje mi śledzenie jego literackich peregrynacji i jego wnikliwych analiz literatury wszelakiej. nieokiełznanego zainteresowania słowem pisanym. będąc doradcą literackim teatru Ateneum taka zdarzyła się Mu okoliczność:
„...Kiedyś – naruszając rytuał polegający na tym, że to ja byłam zapraszany do gabinetu dyrektora – dyrektor Warmiński zaszedł do mojego gabineciku. Zafascynowany stanął przed półką z książkami. Brał do ręki tom po tomie. Co wtedy czytałem? Wciąż państwa Ossowskich, Karla Poppera, The City in History Lewisa Mumforda, Maxa Webera w angielskich przekładach, Tajemnice Nalewek Henryka Nagiela, Józefa Symoeona Boguckiego i Marcelego Bogorię Skotnickiego, Norberta Wienera. Wreszcie pan Warmiński doszedł do Wstępu do teorii grafów Oysteina Ore i zaczął na głos odczytywać spis rzeczy: Rozgrywki ligowe, Zagadnienie mostów królewieckich, Drzewa i lasy, Drzewo genealogiczne jako szczególny przykład grafu, Problem połączeń, Ulice i place ... . Wreszcie zatrzymał się przy paragrafie pierwszym rozdziału czwartego: Posady i kandydaci, mówiąc tonem człowieka, który nieoczekiwanie znalazł się w obcym mieście:
- Panie Andrzeju, pan tu nie ma nic o teatrze. ...”

tak. Pan Andrzej Dobosz para się czytaniem. ale to jest tylko połowa tej perły. drugą stanowi pisanie o pisaniu. i to w taki sposób, że braknie słów zachwytu.

b.

Andrzej Dobosz, pamiętny filozof z Rejsu Marka Piwowskiego („nie mogę być równocześnie twórcą i tworzywem”), „Pustelnik z Krakowskiego Przedmieścia” , ISKRY 2011