wtorek, 26 lipca 2011

wakacyjna literatura podróżna

przygotowania do letniego (HA HA HA !!!) wypoczynku jakoś mi sklęsły w powijakach na przednówku. z doborem garderoby w zasadzie nie mam żadnego problemu. WSZYSTKO i tak jest na mnie z małe. więc. i tak i tak będę prezentować pulchną odmianę „dzidzi michellę” . skupiam się głównie nad doborem lektur i w związku ze sporymi zaległościami chyba będę musiała wysłać kufer książek kurierem na Kaszuby. w trosce aby nie zwariować w korkach, w których ugrząźnięcie już wkalkulowałam w czas jazdy do-i-z , spenetrowałam dziś empik. w poszukiwaniu książek ale głównie audiobooków. i muszę ze wstrętem i odrazą stwierdzić, że jeśli chodzi o książki, empik jest apoteozą pseudobukiniarskiej marności, destylatem miałkiego targu próżności i skarbnicą literatury badziewnej. zmaltretowałam punkt informacyjny rzucając kilka nazwisk autorów i tytułów wielce natenczas pożądanych. na każde z moich zapytań empikowa sieć reagowała dźwięcznie generując ZONK – nie ma. w oczach ekspedienta rosła irytująca niechęć do wstukiwania kolejnych tytułów. czyli nie ma. generalnie nie ma tam nic, co nie posiada jaskrawej okładki i nie zostało napisane przez Panią Grocholę lub Panią Kalicińską lub Panią Sowę lub Panią Chmielewską . z całym szacunkiem dla całego kwartetu, ale gdzie do lucyfera, można kupić inne książki, jeśli nie w największym w mieście klubie międzynarodowej prasy i książki? w mydlarni? nie pozostaje mi nic innego, jak udać się znowu do maluśkiej księgarenki na Saskiej Kępie. konia arabskiego z rzędem temu, kto zwątpi w jej potencjał. tymczasem eksplorując na kolanach najniższe półki doszperałam się między „naszą szkapą”, „jankiem muzykantem” i „jak obudzić w sobie olbrzyma” jednak w empiku kilku ciekawych audiobooków. jeden z nich nabyłam niesiona podwójnym sentymentem. raz dla autora – Józef Hen, dwa dla lektora – Ksawery Jesieński (młodszemu pokoleniu znany z metra). nieopatrznie zapuściłam go sobie w aucie. z Panem Józefem i Panem Ksawerym mogłabym jechać nawet do Pernambuko. więc sami rozmiecie, że powracam do pauzy w nadawaniu. bo mam dziś wieczorem spotkanie z Panem J. i Panem K.
b.

ps.
a nie mówiłam?! młodziutka, podkreślam wężykiem, ekspedientka w bajbooku zapytana o poszukiwaną pozycję zdecydowanym ruchem sięgnęła w przepastne otchłanie regałów i wyciągnęła to czegom szukała. empiku - szjm on ju! błyskawiczny przegląd półek w tej księgarence przyprawił mnie o łomotanie, więc tylko szybko chwyciłam jeszcze jedną książkę i umknęłam stamtąd czym prędzej. albowiem pięć dni po wypłacie i dwa po oddaniu franusiowego haraczu zbliżam się lotem błyskawicy do stacji debet. a przecież nie będę jadła trawy na Kaszubach. choć pewnie wielce soczysta i dobrze wypłukana deszczem. mam więc zapas sześciu lektur. z których dwie wydają się być niebezpiecznie ekscentryczne (mam bowiem słabość do książek, których mój stopień zrozumienia oscyluje bliżej setnej części procenta) by wciągnął kogoś innego niż mnie samą ale reszta nadaje się do wakacyjnej lektury w sam raz. no i nie wiem. może wezmę jednak coś jeszcze. bo jeśli nadal będzie aura tak nasączona jak teraz, to musiałybyśmy czytać je od końca i do góry nogami, żeby nie skończyć przed końcem mokrego turnusu. niech ktoś do licha zakręci ten kurek!!!

b.

Brak komentarzy: