wtorek, 17 lipca 2012

dalekowzroczna antycypacja

po pięknym, upalnym lecie pachnącym truskawkami i świeżym koprem nagle i niespodziewanie a nawet wnet i znienacka nadszedł był słotny listopad i hojnie obdarowuje ludzkość swoimi deszczowo-temperaturowymi prerogatywami. ponoć podobnie jest także na daczy u ojca-dyrektora. no cóż. mi sorry. ja tymczasem pokładam głęboką jak jesienna depresja nadzieję, że nasze wakacje dostarczą jedynie słońca, lazuru błękitu i cevapcici do wypęku. ponieważ tegoroczny urlop jest z gatunku „hej ho, pełen spontan” , żadnych biur podróży, rezerwacji itp. Itd.itp, czyli „klapki na nogi, paszport w łapkę i hajda na koń” zanurzam się popołudniami i wieczorami w nabyty przewodnik ażeby ten spontan jednak nieco ukierunkować. już po jednej trzeciej przewodnika ( zresztą wydanie zupełnie ascetyczne, bez kolorowych zdjęć, bez komputerowej grafiki ukazującej przekrój modnego baru, bez barwnych wykrzykników i zmultiplikowanych gwiazdek nadających rangę „must see”) notując w kajeciku spontaniczne punkty podróży zaczynam niebezpiecznie grzęznąć w otchłani rozpaczy, z której wyciągnąć mnie może jedynie dodatkowe dwa, powiedzmy trzy tygodnie urlopu. gdyż albowiem, no jeszcze nie doszedłszy z północy do środka wybrzeża już mię się kajecik kończyć zaczyna. ślinię palcem kolejne kartki przewodnika wydanego na recycklingowanym papierze i coraz intensywniej przed oczami szumi mi szmaragdowe morze w skalistych zatoczkach, ślizgają się po czerwonych dachówkach średniowiecznych fortec promienie zachodzącego słońca a w nozdrzach mam zapach fig i oliwek. całą noc śnię, że tam jestem, wędruję górskimi szlakami, pływam katamaranem i objadam się pršutem w wiejskiej konobe. nie mam siły wykreślić ani jednej wynotowanej z przewodnika miejscowości, ani jednego parku krajoznawczego, ani jednego wodospadu i ani jednej wyspy. w kwestii selekcji zdamy się więc na los. (nie pogardzę empirią pt. czytelnika). tymczasem w dziale wskazówek praktycznych odnajduję konieczność posiadania dwóch trójkątów ostrzegawczych oraz dwóch par okularów słonecznych dla kierowcy. natychmiast moja wyobraźnia prowadzi mnie z romanem na wąskie serpentynowe wstążki dróg na skalnych półkach, których urwiste brzegi stromo spadają w otchłań silnie falującego za sprawą katabatycznego bora morza (andżela stała na klifie…) i wiem już po co te dwa trójkąty. otóż zanim na kolejnym zakręcie wąskiej , prawie jednokierunkowej drogi, mijana przez szalonych autochtonów z TYM palcem na klaksonie, zamrę w przerażeniu by nie jechać już więcej, zapamiętać: wyjść z auta i wystawić jeden trójkąt przed autem, drugi trójkąt za autem. potem przywrzeć do skalnej ściany i czekać pomiędzy na ratunkowy desant gopr or wopr. jeśli zaś chodzi i się tyczy dwóch par okularów słonecznych no to mam. mam nawet więcej. mam całą szufladę okularów słonecznych. szkopuł w tym sednie, że żadne się nie nadają do prowadzenia pojazdu , w zasadzie do niczego się nie nadają, gdyż mają moc pleksi, co przy mojej krótkowzroczności oznacza natychmiastową ślepotę i klasyczne rozmazanie konturów aż do całkowitego zanikaniem przedmiotów oddalonych więcej niż metrów dwieście. widzę wyraźnie, że nie obędzie się więc bez nabycia tych koszmarnych nakładek na okulary, przypominających siedzącego na nosie nietoperza. no chyba, że do tej pory wzrok mój ulegnie znaczącej poprawie, co w przypadku osób krótkowzrocznych nie jest wykluczone albowiem z wiekiem (czytaj: na STAROŚĆ) krótkowzroczność zanika. no i co, że na rzecz długowzroczności/długoręczności. zanim dojdzie do tego etapu, że misie z minusa zrobi plus musi nastąpić ten moment równowagi czyli wzroku doskonałego bez korekcji. i na ten moment przyda misie ta szuflada pleksiglasów, które zamierzam zabrać na urlop. ale to dopiero za ho ho ho.
b.

3 komentarze:

BratZacieszyciela pisze...

zwazywszy demony polecam kaszuby i ew. ostatecznie kazimierz. okurarki psloneczne optyczne w znosnych oprawkach do nabycia u gorszych i lepsiejszych optykow w cenie dostepnej. A moze byscie tak z romanem wpadli na dzien do Karpacza?(fraza sie skiepscila, trza by cos trzysylabowego) Wysokosci wzgledne nie porazaja przepasciamy. Baza wyciagowa znosna a widoki ujda w tloku.

benia pisze...

nie nie nie. ja wiem, na kaszubach piekna woda, w karpaczu piekne góry a w kaziu piękna architektura. ale nie tym razem. tym razem jednak kierunek cevapcici

BratZacieszyciela pisze...

http://www.youtube.com/watch?v=-5qG48X3Uc4