gdyby ktoś myślał, że moje życie jest nudne, siermiężne jak trzonek tępej siekiery i pozbawione magicznej aury, to ten. no. chyba nie będę zaprzeczać. siermiężność, prostota, siedem odcieni marengo i racjonalne umocowanie w systemie zero-jedynkowym dalekim od irracjonalnych emocji i niewytłumaczalnych eventów – oto moje hasła wyszyte na makatkach symetrycznymi krzyżykami w kolorze drogowych znaków nakazu. ale i tu, w świecie zdefiniowanego racjonalisty, trafiają się rzeczy, o których nie śniło się ni duńskim ni chińskim filozofom. rzeczy, które nie z tego są świata i łamią racjonalistyczne konwenanse. oto bowiem naprędce muszę , gdyż inaczej rypnie się z kretesem i bez kozery jedna z kluczowych gałęzi naszego przemysłu, zdobyć dla klienta pewną część. i tylko ja - makgajwer handlu częściami zamiennymi mogę zdobyć spod ziemi lub ze stratosfery i zaoferować po niewygórowanej cenie kurierem rodem z castełej – uwaga uwaga - łamacz płomieni. tak. mamy w swojej ofercie świetlne miecze lorda vadera, czipy do kijów obi łankenobiego, uszczelki do ścigacza luka skajłokera i ekskluzywne łamacze płomieni. taaak - czasem ocieram się o sferę abstrakcji. aby zaraz potem strzepnąwszy z dłoni aurę alternatywnego świata powrócić na fotel, do koca w kratę i fajansowej filiżanki herbaty, jak gdyby nigdy nic. i aby gdy innym razem zadzwoni klient rozedrganym głosem pytając o pierścień saturna z uśmiechem pełnym łagodności obiecać rabat za cały komplet .
a.
i w kinie byłam /seans 15:00 ze zniżką dla czasowo nieprzystosowanych/. „vicki cristina barcelona”. i teraz już wiem, że gdy dorosnę, będę być chciała cruz penelopą. nonszalancką, potarganą, prowokującą, szaloną zdzirą o chropawym głosie manolo/menela spod budki z andaluzyjskim cienkuszem.. i nie nie nie. w żadnym razie nie chcę być przeintelektualizowaną scarlet johanson zwaną „odęta warga”.
a na pytanie, które padło mi z telewizora – czy puszystość może być jeszcze bardziej puszysta – omiotnąwszy okiem swój stan odpowiadam – TAK, może. i mam nadzieję , iż w tym quizie wygrałam talon na elektryczną poduszkę, bo jasny gwint – przestali grzać mi w domu i bardzo marzną mi paluszki.
b.
ps.
zainteresowanym donoszę - syf i malaria - zanabyte :)
piątek, 17 kwietnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
4 komentarze:
czy to ja jestem ta zainteresowana?
a o co chodzi?
alaska
ty, marian, juju, ja, starsza pani :)
Beniu, w piątkowy wieczór, dwie stargane życiem kobiety postanowiły ostatkiem sił wybrać się do kina , żeby choć na chwilkę zapomnieć o rzeczywistości...z popcornem w dłoniach rozpływałyśmy się nad tym samym filmem...i tez będziemy penelopami cruz, a co!
Ju
ps.
dzięki za "syfa i malarię", ile kaski szykować? A alaska niech się obudzi wreszcie! już koniec tego zwolnienia, chyba jej się pogorszyło, czy jak???
Tak. Ta wypowiedź alaski jest tak nieprawdopodobna do niej, że podejrzewam jakąś próbę podszycia. A propo filmu: moim zdaniem ktoś jednak musi być skarlet – uważam, że d. z uwagi na cechy naturalne nie ma wyjścia i musi se penelopę odpuścić. Acha i ja mam jednak większe szanse od Ciebie, albowiem umiem palić oraz to praktykuję ;)
Prześlij komentarz