piątek, 24 kwietnia 2009

Zemsta faraona lub rzodkiewki



nieroztropnie, po wykonaniu z „ju” i „do” na wale kilku markujących bieg wymachów kończyn, zasiadłam w fotelu podelektować się hausem grzegorzem. nieroztropność polegała na uprzednim zaniechaniu posłania tapczanu, która to czynność wymaga dwóch prostych skłonów i kilku drobnych, nieprędkich gestów. już w przerwie między odcinkami wydało mi się zbyt trudne wstać z fotela i udać się pod prysznic. automotywując się jednak czekającym na emisję kolejnym odcinkiem wykonałam konieczne ablucje, sporadycznie jęcząc gdy zakres niezbędnych ruchów przekraczał oś skrętu 20 stopni.
kolejne próby przemieszczenia z fotela na tapczan okazały się zaskakująco niezgrabne i okraszone bólem, którego źródłem był cały człowiek bez wyjątku. zgięta niczym pańszczyźniany chłop pod wiązką chrustu padłam w piernaty w locie przymykając powieki i dosłownie zaraz potem wpadłam w panikę na odgłos porannego budzika. unmygliś, pomyślałam, dzierżąc między palcem serdecznym i kciukiem powiekę prawego oka. a jednak mygliś. była 6:10 – ptaszyny darły dzioby za oknem, słońce ignorowało moje żaluzje chełpiąc się wysokim położeniem. zakiełkowała mi wtem nadzieja, że być może przespałam piątek i oto mamy sobotę, budzik mi lotto i mogę tak leżeć aż odzyskam czucie w członkach. płonna nadzieja spaliła na panewce i kazała mi wstać. jak to jest możliwe, żeby po przebiegnięciu góra 500 m prawie stracić sprawność ruchową? jak to jest możliwe, że po biegu najbardziej bolą mnie nie łydki, nie pośladki, nie łokcie, nie stopy a plecy?
swoją drogą, biegnąc tak w blasku zachodzącego słońca, musiałyśmy wyglądać zjawiskowo. jak trzy gracje. trzy gracje z płucami na plecach o falującym synchronicznie biuście.
w biurze zaś naszła mnie taka niepewna refleksja, czy bieg może implikować biegunkę. albowiem. przedpołudnie spędziłam na porcelanowym sedesie, gdzie z całego serca oraz z całych sił mojej bezpardonowo wstrząsanej konwulsjami dwunastnicy żałowałam, że nie jest to sedes z pozytywką. przy czym pozytywka ta winna być składanką starannie dobranych longplayów np. dzwony rurowe oldfilda – bohemian rapsody quen - aria z pierścienia nibelunga wagnera - aby mogła być dostatecznie efektywna i efektowna.
bo jeśli nie bieg to rzodkiewka. niemyta rzodkiewka jako suplement diety oczyszczającej i pogromca zbędnych kalorii.
a to mi przypomina, żeby wam opowiedzieć o małym qui-pro-quo, w jaki się dziś bezrozumnie wplątałam, co tłumaczę pulsującym bólem pleców i utratą koordynacji umysłowej. powróciwszy porannym samolotem na berlińskie łono zadzwonił przed południem ojciec-dyrektor i na dzień dobry zachłysnął się radosną informacją , że 2,5 kilo. wiedząc o oczekiwanym przyjściu na świat ojcodyrektorowego wnuka zachłysnęłam się także radośnie i w te pędy z gratulacjami (waga 2,5 kilo nie wzbudziła moich wątpliwości, wszak noworodki są z reguły małe). szczęśliwie nie zdążyłam rozwinąć się zbyt szczegółowo w gratulacjach, gdy po drugiej stronie przewodu ojciec dyrektor wydał pean na cześć swojego nowego programu zrzucania wagi, którego efektem jest właśnie 2,5 kilo w dwa dni. znaczącą ciszę, jaką wygenerowałam do słuchawki ojciec dyrektor mógł odebrać jak bezdech podziwu lub/i hołd uznania, choć w rzeczywistości stałam na krawędzi blamażu i wstrzymałam oddech by się w nim nie pogłębić.
a swoją drogą, za mój, wprawdzie niezamierzony ale jakże żywiołowy, entuzjazm względem utraconych kilogramów ojca-dyrektora powinnam się smażyć w piekle dla kadzielnic i przypochlebców. Nes pas?
b.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

zakładam że biorąc pod uwagę twoje tet a te z porcelanowym sedesem mogłabyś startować z ojcem derektorem w konkury w dziedzinie spadek wagi na czas.
ale musiałabyś się zważyć a wagi pewnie nie posiadasz. nieprawdaż?
ale ja mam i za drobną opłatą służę sprzętem :-)
bankowiec i w dodatku kredytobiorca
alaska

Anonimowy pisze...

Beniu, opisałaś tyle różnych przeżyć, doznań i emocji w tak krótkim tekściku, że nie wiem doprawdy,co tu odpowiedzieć...myślę, że jak najbardziej musisz kontynuować biego-marsz, żeby przestało boleć, przestało przybywać tu i ówdzie, i waga nie będzie potrzebna...a mamusia nie uczyła,że nie umytych warzywek i owocków jeść nie wolno! i żadna to zemsta, tylko rozumku zabrakło...
Ju