środa, 24 czerwca 2009

balansując na bilansie

ach jaka ulga po dnia udręce. 16 cm za oknem kosiarkowy strzyże. właśnie tego mi było potrzeba po 10 godzinach w pracy. gdzie zastępczo, byłoby nadużytym kolokwializmem/eufemizmem ? stwierdzić, czynię honory opieki nad raportami kasowymi. przyglądając się post factum saldom czynię raczej dość aktywnie i ekwilibrystycznie raportom dyshonor. biuro księgowe lekko zaniepokojone wydzwania do mnie ranki i wieczory: pani beniu, ale nie może pani mieć w kasie salda ujemnego, raczej, bo nam się tu bilans wali. jakto nie mogę jak mam. zaprawdę ten, kto mnie obsadził na tym stanowisku musiał się był uprzednio nieźle narąbać jakimś dopalaczem i popił różowym borygo. mój raport kasowy jest swoistego rodzaju hybrydą księgową, wariacją na temat. koledzy z nieskrywanym drżeniem rąk , odrazą ale i nadzieją oddają mi swoje rozliczenia delegacji. albowiem pomyłka może być dla kasy in minus i tu na moment jestem miłością ich życia lub dla nich in minus – tu w ich oczach stalowe sztylety kroją mnie na ścinki i wrzucają po kawałku do studzienki kanalizacyjnej. no nie mam. nie mam serca do buchalterii. moim osobistym zdaniem zbilansowanie raportu kasowego z rzeczywistym stanem kasy jest tak abstrakcyjne jak czarna dziura albo jak murzyn grający janosika. pocieszam się , że być może moją kreatywność w zakresie raportów ktoś kiedyś uzna za idealny przykład rewolucyjnej inżynierii finansowej i przyzna mi nobla i pojadę i odziana w sobolowy kołnierzyk dygnę przed królem szweckim i na uroczystej kolacji zjem srebrnym widelcem śledzia w dżemie jagodowym. a moje raporty osiągną niebotyczne ceny na aukcjach sotheby’s prześcigając w cuglach aukcję wody w proszku lub sierści psa elwisa.
idę do wanny zbilansować prognozy z faktycznym zużyciem. wspólnota jest mi winna kilka wanien wrzątku. ha!

b.

Brak komentarzy: