sobota, 20 czerwca 2009

p. jak potargowo

jak ktoś nabywa w kosmicznym tempie, bo bez przymierzania, stanik markowy aczkolwiek z przeceny, to niech się nie dziwi potem, że mu cycki wylatają za każdym nienachalnym bynajmniej pochyleniem. ten pozornie nieskomplikowany zakup spowodował, iż mogłam na targach epatować image przaśnej szynkareczki, który ponadto skutecznie ugruntowało dwieście handmade kanapeczek, jakimi skarmiałam targowe towarzystwo. stopy tradycyjnie nadają się do rekultywacji. z pewną taką nieśmiałością odkryłam , że alternatywnie dla dziewięciocentymetrowych szpilek wsunięte do walizki buciki na przychylnym stopom grzybku okazały się lekko nie do pary. wprawdzie kolor się zgadzał ale fason już raczej nie. na skutek czego moje stopy w ostatnim dniu targów wydały rzężąc, ostentacyjnie ostatnie tchnienie. na skutek przedziwnych zbiegów okoliczności gremialnie wzięliśmy udział w tradycyjnie bojkotwanej imprezie powitalnej dla targowych gości. stoły w nadjeziornym plenerze , oświetlone setkami świec, gły się pod dostatkiem mięsiw i ogórców a kufle nie wysychały nigdy. orkiestra grała standardy presleja i bee geesów więc oszywiście, że parkietowałam zarzucając zamaszyście biodrem i tym samym niegodnie niwecząc wizerunek statecznej damy. i nastąpił był taki moment, że mój wyśniony organista, targany zapewne chwilowym piwnym amokiem, wziął był mnie w ramiona i poprowadził na te dechy, gdziem go szpetnie i szkaradnie podeptawszy na zawsze utraciła szansę płomiennego romansu, który sobie z iście germańskimi szczegółami obmyśliłam . szlak. szlak. szlak. ale i tak niebawem do Poznania dotarł szacowny ojciec organisty i kategorycznie zabronił mu , nielicującego z etykietą, używania sosu czosnkowego do pizzy. co ugruntowało mię w przekonaniu, że ojciec niechybnie romans ze mną zniweczyłby w powijakach, zagroziwszy testamentem na niekorzyść organisty. gdyż romans z szynkareczką zbyt zdeprecjonowałby mu syna. tymczasem więc zapuszczam na cały regulator płytę ulubionej mojej i , o losie co tak przedziwnie krzyżujesz nasze ścieżki, także ulubionej , germańskiej (sic!) wokalistki organisty i wyśpiewuję razem z nią refren piosenki „chancenlos” – „bez szans”. das schicksal lacht dich aus voll ironie – los twoje plany wyśmieje ironicznie.
no nicto, przywykłwszy, idę moczyć w morskiej wodzie sterane stopy.
b.

Brak komentarzy: