niedziela, 28 czerwca 2009

Czajkowskiego dziadek do jaj na twardo (copyright by Jeremi Przybora)

jestem inżynierem konstruktorem wolnomyślicielem. pilnie muszę wyprodukować sobie przeciąg, bo się mi topi pleksiglas na monitorze. błogosławię wschodnią nie zachodnią stronę świata, na którą mam okna i dzieki której mi w mieszkaniu nie wrze jeszcze. poszłabym na wał pospacerować ale 30 stopni c. jest barierą nieprzekraczalną, zwłaszcza, że cienia na wale ni widu ni słychu, gdyż taka jest natura wału – być ponad (to). nad zalewem zegrzyńskim temperatura powietrza przy asfalcie 42,8 stopnia C każe mi się wstrzymać z rowerem w obawie przed utratą ogumienia. no więc siedzę w domu i wymyślam przeciąg. przydałaby się może suszarka w opcji alaskański monsun , alem ją postradała w Poznaniu. buuu. machanie gazetowym wachlarzem jest fajne, o ile jest się wachlowanym a nie wachlującym. bycie oboma naraz się wyklucza, gdyż jak mówi klasyk, nie można być jednocześnie twórcą i tworzywem. buuu. zapuszczam więc w necie zdjęcia z Kanady poszukując zimnych strumieni, cienistych borów , ośnieżonych szczytów i muskularnych ontaryjczyków. i nieoczekiwanie wpadam na trop kolejnego plagiatu popełnionego na mojej osobie. oto pudelek donosi (oczywiście, że śledzę pudelka – to moje okno na świat, moje drzewo wiadomości dobrego i złego), że Kristina Riczi wygląda zjawiskowo. a jak by miała tak nie wyglądać, skoro się lansuje w moim sandale, który doprowadził nie tak dawno do upadłości stopy moje obie w czwórnasób. przywykłwszy , pozwalam spłynąć memu splendorowi na Kristinę, bowiem darzę ją wysublimowaną sympatią. swoją droga doprawdy, poza zamkniętą dla paparazzi imprezą targową, byłam w nich jedynie krótką chwilę wczoraj w kinie a tu smyrk i proszszsz następnego dnia Kristina w lansie na pudelku. jak się człowiek urodzi z galopującą skłonnością do trendseterowania, to musi to z pokorą i dzielnie przyjąć na klatę. bądź na stopę.
a oto dowód:

ps. ta w sukience to Kristina

b.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Beniu, a po co zaraz to ps.?
Przynajmniej byś ożywiła niektóre blogerki i wprowadziła trochę ożywczego podmuchu niepokoju /bo na wiatr nie możemy liczyć/: ojej, aż tak dawno nie widziałam Beni,normalnie nie poznałabym jej na ulicy...no, chyba że po sandałkach!!!
I ta czerwień na pazurkach!
ps. a co tam widziała w kinie?
Ju

benia pisze...

Ju :) kłamstwo musi być nieco prawdopodobne !!!poznać mnie na ulicy, o zwłaszcza teraz, bez suszarki , też nie jest izi:)a kino - oczywiście, że rewelacyjna Sandra Bullock - czystej wody komedia romatyczna - bez cienia ambicji za to idealnie pikująca w tonację pożądaną latem . a propos - latoś się zrobiło totalnie nieznośne !