poniedziałek, 19 października 2009

faites vos jeux!

miałam podać przepis na te sałatkę co mi w sobotę wtrąbiły dziewczyny ale przecież nie może być notki kulinarystycznej po notce kulinarystycznej albowiem oznaczałoby to, i słusznie, że nie mam o czym pisać i powinnam założyć bloga kuchennego a najlepiej założyć garkuchnię i tam w oparach skwierczącego tłuszczu i w towarzystwie zapachu przypalanego mleka spędzić dni swe ostatnie żywiąc wygłodniałą brać po cenach niskokomercyjnych a w zamian za to móc bezkarnie wywijać chochlą i rzucać z okienka od brudnych naczyń mokrą ścierą w smyrgające po linoleum karakany. zasadniczo dziś po czterdziestominutowej konwersacji z ojcem-dyrektorem najchętniej właśnie wzułabym ortopedyczną obuw, założyła na rzednące loki twarzowy czepeczek i pomachała chochlą nie szczędząc światu soczystych inwektyw. nasza niekompatybilność nabrzmiewa jak silikonowy implant w dżambodżecie. nie znacie może nikogo, kto poszukuje niekonfliktowej utrzymanki z niewielkim kredytem do spłacenia? jestem wszak kobietą światową, byłam w Pradze, w Kairze i w Giżycku, nie splewam na dywan, dość często używam sztućców, dwa tygodnie temu kupiłam sobie „wprost” i „przekrój” i kiedyś w warzywniaku widziałam na żywo kasię figurę, i się o nią dyskretnie otarłam. a wyniki badań morfologii i moczu mam wszyściuchne w normie. zwyrodniał mi jedynie kręgosłup ale komu nie zwyrodniał, niech pierwszy rzuci burakiem.
oferty z koszem złocistych chryzantem rozpatrywam we środy i w piątki. uwaga: no sorry, ale z przyczyn (nie)obyczajnych z aukcji wykluczony jest ten miglanc, agent tomaszek.
b.


FOCH
no ja nie wiem ale zero w Was empatii. ZERO. ja tu, mocium panie, o bolączkach , o doskwieraniu, o brakach, braczkach , niedosytach i nadwyżkach złych emocji. a Wy co? brniecie w gary. a chodziło o to, żeby zabrnąć w potrzeby mej duszy, i portfela poniekąd również. żeby mię wesprzeć. podesłać kosz chryzantem z gotowym na wszystko desperejted haus(sic!)manem. to nie. pchacie mnie po prostu ostentacyjnie w kierunku tej garkuchni. ale w sumie. może to i słusznie. może bycie utrzymanką z dala od ojca-dyrektora (którego w zasadzie, o zgrozo, też wszak jestem utrzymanką) uważacie za zadanie mnie przerastające. lub niesatysfakcjonujące (teoria szklanki ). jeszcze wytrzymię (kredyt mi dyszy na karku). do piątku. potem open bar w fabryce trzciny i koncert „barceloooona, barcelooona”. może zatańczę czeczotkę na stole. mętalnie.
b.

8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

ja tam osobiście nie mam nic przeciwko blogowi kulinarnemu. Zwłaszcza że, wspomniana sałatka z soboty stanowiła niesamowite przeżycie dla podniebienia. O czym świadczy też fakt, iż dziecię małoletnie odczuwajace wrodzony wstręt do zielonego - spałaszowało tę sałatkę i wylizało talerzyk oraz miskę.
alaska

Anonimowy pisze...

podaj przepis!
podaj przepis!
podaj przepis!

Ju, co nie mogła polizać nawet talerzyka...

Anonimowy pisze...

sałatka była nieziemska!!!
na samo wspomnienie dostaję ślinotoku...
benia jest mistrzynią kuchni i wiem, że nikt kto próbował jej potraw nie może tego podważyć!!!
i wino grzane ugrzała wyśmienicie! i w niedzielę bolała mnie glowa...
i... muszę coś zjeść
michelle - jadźka

benia pisze...

jadwiga najprawdopodobniej mówi o TEJ sałatce, na którą ma niekontrolowany odruch zwrotny z powodu obecności anszua. swoją drogą zarówno krewetki jak i anszua zaliczam do grupy "obcych i kosmitów", więc poniekąd że sałatka nieziemska, mogę się zgodzić.

Anonimowy pisze...

no nie ślinotok - to nie odruch zwrotny!!! i nie o tej sałatce piszę tylko o "tamtej"- jeśli chodzi o sałatkę z tuńczykiem- który udawał anszua!! - to udam,że jej nie bylo -ale to tylko w związku z moją awersją do wszystkiego co wygląda i pachnie jak riba, albo udaje owoce - czyli owoce morza
michelle -jadźka

Anonimowy pisze...

beniu, aż tak się nie dziw, bo z plątaniny twoich przemyśliwań nie zawsze człowiek wie, o co kaman i co autor miał na myśli...więc interpretujemy to, co nam bliższe i pozwala na tyciutki udział w twoim światku;
Ju

benia pisze...

droga Ju, z tego wynika, iż moje "problemy" ze światem leżą w niezrozumiałej ich artykulacji. prostota. prostota i logika. ot czego mi brak. a nie utrzymankodawcy ;)!

BratZacieszyciela pisze...

cholerka, ze 3 lata sie spoznilem z przeczytaniem tego... :)