czwartek, 8 października 2009

rozterki handlowca o mentalności kucharki z baru mlecznego

burza mózgów w wykonaniu naszego ojca-dyrektora ma oblicze odmienne od powszechnie przyjętego. otóż ojciec-dyrektor obliguje wszystkich do stawiennictwa na poddaszu, gdzie ograniczeni przestrzenią zdani jesteśmy na bombardowanie coraz to bardziej wymyślnymi ideami fix, z którym co do zasady się nie dyskutuje. po takiej perorze wychodzimy ze zmierzwionymi mózgami i włosami mentalnie postawionymi na sztorc i przez kolejne dni układamy sobie po kawałku sens perory oraz jej skutki. za każdym razem okazuje się, że prawdopodobnie ojcu-dyrektorowi przypominamy gumowe misie o nieograniczonych możliwościach rozciągania w szerz, wzdłuż i w czasie. i z pewnością nie ma przeszkód abyśmy w razie konieczności zdecydowali się na podobieństwo owieczki dolly wygenerować sobie twórcze alter ego. uczestnictwo w takim spotkaniu wymaga wysokiej sprawności mimicznej ukierunkowanej na bezkrytyczne potakiwactwo z dużą domieszką entuzjazmu. najlepiej to wychodzi, gdy i tak nie mamy pojęcia o czym słuchamy. bo wtedy potakiwanie nie stoi w jawnej sprzeczności z wypełzającymi na twarz resztkami wyrzutów sumienia, których nie wytrzebiliśmy mimo lat praktyki nad, nieodzowną w pracy handlowca, dość twórczą interpretacją faktów wbrew prostej, obiegowej logice. bo mówię wam, czasem tworzenie kontraktu przypomina powieść sensacyjną pełną nieoczekiwanych zwrotów, pułapek i podstępnych intencji, a wobec kontrahenta nie obowiązuje raczej domniemanie niewinności. jeśli piekło jest zbranżowione, to pod celą z handlowcami palą jakimś intensywnie rozszczepialnym izotopem. pocieszam się, że pod celą z nieuczciwymi kontrahentami palą guanem trzody chlewnej i butelkami po coca-coli.
b.

o matko, sypię tu sobie w waszej obecności wiadro popiołu na głowę albowiem urągam publicznie na ojca-dyrektora a on po biblijnemu nadstawia policzek i zaprasza na bibkę z okazji popadnięcia w kolejny rok kalendarzowy. doprawdy można popaść w jakąś chorobliwą dysocjację z rozdwojeniem jaźni. nie wykluczam w naszych relacjach syndromu sztokholmskiego.
b.

Brak komentarzy: