środa, 2 grudnia 2009

fullmoon

myk sryk i zrobił się grudzień. latam po biurku i po biurze jakbym miała w ykhm, tam, petardę. dodatkowo silnie eksplodującego paliwa dolewa ojciec-dyrektor. ale to jakby standard. i nagle w tym grudniu przede mną miast błogiej wizji 3D z dzwoneczkami - pełnej prezentów, karpiów i igliwiów rosną piramidy nagłych nigdziebądź niezbywalnych powinności. a jeszcze mnie gonią inne takie, wygrzebane z szuflad zaszłości (tak tak, wiem, samam sobie winnam, walę się w łopatkę) do pilnego załatwienia przed 2010 (banki, ubezpieczenia, zusy musy i platfusy) . przydałby mi się adiunkt jaki albowiem nie-na-wi-dzę (a wzorem prezydenta nie chcę a muszę), decydować o skupiać się na i wytężać wzrok nad umowami, o których i tak z góry wiem, że chodzi w nich o to abym mnie ud… oić w taki sposób, żebym jeszcze dygnęła z zachwytu . w takich momentach czuję gotowość powrotu na drzewo (pod warunkiem, że drzewo będzie wyposażone w ekspres do kawy, kabinę prysznicową i internet bezprzewodowy).
lece dalej.

nie wiem czy to już wpływ pełni ale rozdarłabym sobie coś na strzępki (najchętniej wszystkie te umowy co je muszę ale nie chcę. wrrrr)
b.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

nawiązując do muszę....a nie zdążę!!!! ciągle jestem w pracy!!! ratunku!!! a tu już mikołaj tuż, tuż...a ja nie zdążę!!!

Ju

benia pisze...

cholera.pełna empatia. a na to jak myślę lewatywa nie pomoże. cholera!nie strasz mnie mikołajem !

Anonimowy pisze...

może ktoś się za mną napije, skoro taka pełna empatia:)
i mikołaj nie będzie wtedy straszny...
Ju

benia pisze...

najszybciej Ju, to my sobie chlapniemy chyba w śpitalu u starszego pana (pobyt tymczasowo przedłużony)Ty masz blisko, ja tam bywam dość często . zadryndam