czwartek, 9 czerwca 2011

konotacje z papilio machaon

kiedy miałam lat siedem na całym świecie wszystkie damskie głowy czesano na pazia. przynajmniej na tym świecie, który był mi dostępny. obstrzyżenie na pazia to był szczyt elegancji. Starsza Pani zaprowadziwszy nas razu pewnego do swojej zaufanej mistrzyni nożyczek zaordynowała: tu paź i tu paź. spod nożyc wyszłyśmy z alaską takie dwie pieczareczki, jedna szatynka druga blondynka. niedługo potem była Komunia naszego brata ciotecznego. na wieszakach wisiały uszyte przez Starszą Panią wdechowe, błękitne teksasowe (cudowny substytut zakazanego jeansu) sukienki , całe rozpinane i z keszeniami . przed tak wielkim wyjściem nasze koafiury nabrały odświętnego kształtu z pomocą elektrycznej lokówki (pierwszy raz w życiu). siedziałam jak trusia na krzesełku przed telewizorem berylem a mama trefiła mi grzywkę. pamiętam, że byłam strasznie podniecona co też to wyjdzie spod rozgrzanych szczypcy. spojrzawszy w lustro zatchnęło mię z autentycznego zachwytu. nigdy potem już nie byłam tak szczęśliwa ze swojego wizerunku jak naówczas. i wtedy też wyszeptałam pragnienie graniczące z pewnością, że gdy już będę dorosłą, to zawsze, zawsze będę się czesała na modelowanego pazia. bo takem piękna. mijały lata. zdjęcia z Komunii brata, na których upaziowane pannice w teksasie szczerzą szczęśliwe ryjki nadal są moimi ulubionymi, choć co do doboru fryzury pcha mi się na usta „ale kto wam to naboga zrobił, dziateczki”. mijały lata i dziecięce marzenie o byciu jak mireille mathieu padły pod naporem nowych mód. raz była to mokra włoszka, raz imitacja limahla, raz rozczochrany aniołek czarliego. do pazia nigdy nie wróciłam. zapomniałam tamten zachwyt. aż tu dziś z nagła usiadłszy przed lustrem u naszej Mistrzyni fryzjerskiej... w kwalifikacyjnym wywiadzie zakomunikowałam stanowczo, iż ta długość, z która przyszłam dość mi się w zasadzie podoba i w zasadzie to może ja sobie już pójdę. i tu nastąpiło jakieś magiczne sprzężenie w czasie moich dziecinnych marzeń i współczesnych wizji Mistrzyni. pomachała mi kudłami na głowie, poczochrała i stwierdziła z przekonaniem.: acha, no to wiem o co chodzi. poczem smyrgła mi nożyczkami cut tu ciut tam, poszemrała suszarką i wnet w lustrze ujrzałam tamtą, siedmioletnią dziewczynkę, z delikatnie ustylizowanym paziem. zachodzę teraz w ukoafiurowaną głowę, JAK Ona to zrobiła? JAK odnalazła we mnie tamto pragnienie? i JAK po latach ziściła moje marzenie? tak – mam prawie pazia na głowie i zamierzam się nim delektować i zachwycać, jak wtedy w roku pańskim .... oooo, popsuły mi się klawisze z cyferkami.

b.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

:))))
Bardzo bardzo mi się to podoba... Bardzo :))))
Pazia też miewałam, a jakże - również na własną komunię,
pamiętam doskonale jak w ten dzień o 7 rano (zgroza...!) Ciocia tajemniczą, srebrzystą lokówką fryzurkę mi robiła...
I bardzo lubię siebie w tej fryzurze na komunijnej pozowanej fotce :)
Bardzo dziękuję za ten piękny benialuk i za to wspomnienie mnie samej sprzed lat również!
Serdeczności, Just.