poniedziałek, 27 czerwca 2011

powrócisz tuuuuuuuuuuuuu

urwało nas dziś od internetu. miła pani w „czepsie” wyszczebiotała wyrok: chyba szczury kable zjadły więc internetu nie ma i nie będzie. przynajmniej do czwartku. bałam się zapytać do którego. dwugodzinne odcięcie od poczty może nam brużdząc nadszarpnąć reputację. ale wielodniowe jest jednoznacznym kopaniem zbiorowego grobu (przez ekipę wesołych monterów). już myślałam, że w związku ze związkiem będę się mogła oddać, co byłoby bardzo stosowne po długim i miłym weekendzie, wycinankom kurpiowskim i sączeniu kawy. ale jednak duraka rabota liubit. w połowie dnia spostrzegłszy, iż nawał ubywa ale jakby rośnie postanowiłam mu dać stanowczy odpór idąc leniwym spacerkiem załatwić ponadgabarytowe ksero (nie omieszkując przy okazji wysączyć jednak kawy w ulubionym zaułku, bo taki wymyśliłam skrót do celu). szłam sobie małymi uliczkami saskiej kępy niesiona lekkim wiaterkiem. szłam i kontenta siorbałam latte. ptaszki kwiliły, lipy pachniały, buty nie uwierały.z bananem na ustach wkroczyłam do królestwa xero i poprosiłam o odbitki. pani xerotypistka władczym ruchem zażądała ode mnie ... yyy oryginałów. które spokojnie leżały na moim biurku. w prostej linii do tego zagubionego wśród saskokępskich kamienic xero mam 25 metrów. w prostej linii oznacza jednak przeskoczenie przez kilka ogrodzeń. spojrzałam na swoje białe spodnie, na wysokoobcasowe sandały i na pełne rozwrzeszczanych pędraków przedszkole. i uznawszy ze skruchą nadprogramowy spacer za słuszną karę za folgowanie sklerozie ruszyłam abarot w trasę. tym razem bez latte. i to wszystko za 2,50 pln, czyli za niecałego nadpobudliwego franka. w dodatku mój szczwany plan, by w celu zawodowego spożytkowania domowego dostępu do internetu pozostać jutro na staropańszczyźnianej spełzł był na cholernej panewce. bo pomysłowy kolega dobromir załatwił nam szerokopasmowy dostęp do sieci za pomocą jakiegoś sprytnego fiku-miku i teraz możemy ponoć pokazać „czepsie” digitus impudicus.
powroty z długich weekendów są takie irytujące.
b.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

bo gdyby Twoim informatykiem był tak jak u mnie Szymon M. - na pewno problem byłby rozwiązany po minucie, a że żałujecie kaski na fachowców to sami sobieście winni.
alaska

benia pisze...

trzy bańki za dostęp do internetu - hm - kuszące. ale tymczasem załatwiliśmy to sobie za trzy y złocisze. wiem. wstyd i facepalm. a czepsie nadal szuka szczura.gud lak.