czwartek, 2 czerwca 2011

Demon Bradley *

żmudna czynność zawodowa plus śródziemnomorski upał odebrały mi częściowo/chwilo zdolność rozsądnego kojarzenia faktów oraz skutków z przyczynami. siedząc na taśmie produkcyjnej monotonnie waliłam młotkiem w sunące przed oczami detale (czytaj pojedyncze wysyłanie korespondencji seryjnej – co już samo w sobie jest idiotycznym oksymoronem, wiem). gdy wtem-nagle na ekranie pojawiła się korespondencja od yyy nieznajomego? zasadniczo, jak większość pseudochińskich spamów, powinna automatycznie wylądować w koszu ale nadawca przykuł moją uwagę. damon bradlej. damon bradlej. coś mi tu i nie wiem co. aż nagle zobaczyłam go, tego damona, jak biegnie z czerwonym pantofelkiem (w dłoni, nie na nodze, no proszę was) po wieczornym rzymskim bruku za marisą tomei . no i się rozmarzyłam. i pomyślałam, że oto i do mnie z monitora mruga łaskawe przeznaczenie, może oto czeka mnie przygoda życia, i szepce „open de dor, tfu, open de mesycz” . mając w perspektywie spotkanie z damonem bradlejem w skórze roberta oczywiście że nie pataszona, a downeya juniora wzięłam i klikłam. co rzeczywiście natychmiast zaskutkowało przygodą, choć niezupełnie o taką mi chodziło. zawyły syreny, ekran zamigotał fluorescencyjnym alarmem i jęknął wzgardliwym komunikatem – no i masz babo głupia placek – w skrócie - virusalert!!!!. żesz …. damonie bradleju, tak bezlitośnie zażartować z mej znikomie sentymentalnej natury. a fe. damon okazał się demonem trojanem i rozpoczął zbierać swoje mordercze żniwo niczym nadpobudliwy kosiarz. nie wpadłszy w panikę (prawie) podjęłam natychmiastowy kontakt ze stosownym serwisem pomocowym. zaledwie półtora dnia trwało zanim zechciano wyjąć akta mojej sprawy z działu „najgłupsze przypadki najgłupszej blondynki” i rzucić mi na pomoc husarię i zaciężne wojska. bo jak się okazało po bitwie, miałam niewiele szans by nie ulec temu demonowi. a po całej akcji serwis przesłał mi do rąk własnych informację o wpisie „mojego” trojana na listę zidentyfikowanych najnowszych super groźnych agentów (gdyby to były inne okoliczności upierałabym się aby trojana nazwać moim imieniem, ale tak to się raczej nie będę upierała). i tak oto nierozważność i romantyczność mojego postępowania uchroniła być może resztę świata przed podstępnym demonem bradlejem.

b.

ps.
a dziś znowu saska kępa okazała mi swoją magiczną moc. rozpaczliwie szukałam pewnej książki. będącej wprawdzie w powszechnie dostępnych zasobach internetowych ale mnie potrzebnej fizycznie na już / teraz /sofort. i co? i taka jedna malusia księgarenka z ul zwycięzców przysłała mi dziś liścik: proszę przyjść, książka czeka. wszystko na tej saskiej kępie jest. więc pewnie i mój prawdziwy damon bradley też :).
b.

* bohater filmu „Only you” Normana Jewisona

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Droga Beniu ,jak ja Cię rozumiem! Otworzyłabym każdy e-mail gdyby go podpisał Damon Bradley ;-) a tenże film z panem RDjr należy do moich ulubionych sposobów odpędzania złych humorów i jesiennej chandry.