wtorek, 19 czerwca 2012

andżela stała na klifie...

gdyby stała dziś nad wisłą na tarchomińskim wale z całą pewnością i na ustach z pieśnią radosną rzuciłaby się w nurt. 34 celsjusze są fajne, gdy się posiada chłodnicę. w ogóle nie wiem czy nie zarzucić ablucji. czyste marnotrawstwo mydła i wody. zarówno przed jak i po jestem tak samo lepka (kusiło napisać letka ale konfabulacja musi być wiarygodna). z powodu osobistego przeglądu hydraulicznego i przedpołudniowej wizyty w placówce nfz zapodałam sobie dziś urlop. wizyta przebiegła nieoczekiwanie niczem z bicza trzasnął (nadal z niewiary szczypię się w lewe lico) więc pobieżyłam w bonusie wyrobić sobie paszport. a tu nagle zonk. bo paszport mam jednak ważny. do 2018. haukom? nemtudom. więc wygospodarowane popołudnie poświęcę na garkuchnię i może bicyklowanie o ile aura nie stopi przerzutek. a dziś . makaron z kurczakiem, szparagami, czosneczkiem i pomidorkami okraszony szynką parmeńską. co mi przypomina, że jestem panu z pieskiem winna recepturę na potrawkę z habaniny i śliwek suszonych. bo. pan z pieskiem wytrwale i aktywnie odkurza archiwum poniekąd zmuszając mnie do tego samego. i wyznam tu na forum publikum, że nie jest to czynność wcale ława. a bywa nawet wielce konsternująca. jeśli chodzi oczywiście o notki, nie o komentarze. to jak ze zdjęciami. na ogół nie podobają nam się nasze własne fotografie (choć tymczasem mam w portfelu wyjątek, albowiem wykonałam zdjęcia do tego paszportu co mi go nie potrzeba i o dziwo są to zdjęcia wielce akcpetowalne. pan fotograf przesłonił obiektyw grubą skarpetą i wyszłam lepiej niż lat naście nazad. co i tak psu na budę bo mam nadal ważny paszport. ze zdjęciem przypominającym szaloną ofiarę guantanamo). wracając jednak do wątku śledzenia własnych notek, to naprawdę z dłonią na osierdziu przyznaję, że w masie czytać się tego nie da ażeby autora nie zechcieć rozerwać na strzępuszki. wyliczyłabym na jednym oddechu nałogowego palacza długą jak równik listę wad i błędów ale sami je świetnie znacie. i bynajmniej. nie uprawiam tu kokieterii par excellence. to jest wszak jeno blog, ze wszystkimi jego ułomnościami. ale nadal i wciąż mnie zadziwia, że ktoś tu trafia z zewnątrz (i czasem zostaje na dłużej) spoza mojego czytelniczego kółeczka, któremu kilka lat temu nieśmiało podsunęłam ten adresik. no topszszsz. wychlipawszy w kątku swoje wzruszenie przejdźmy do ad rem. otóż obiecuję w najbliższym czasie przypomnieć sobie ten przepis i zapodać go na forum. dziś zaś w zastępstwie i dla udobruchania kubków smakowych „makaron z kurczakiem i pomidorami” weź 300 g makaronu casarecce (takie dwustronnie zwijane ruloniki. ja bierę z braku laku lewoskrętne fusilli), dwie dorodne piersi z kurczaka, pięć ząbków czosneczku, cztery plastry parmeńskiej szynki, sześć suszonych pomidorów, cztery dymki jędrne, kilkanaście drobnych szparagów cienkich jak nić dentystyczna, dwa pomidory dorodne jak jagna, sto dwadzieścia gram pomidorków koktajlowych, przygarść natki pietruszki i takoż bazylii, oliwę z tłoczenia prima sort, sól i pieprz oczywiście i na finisz płatki parmezanu. makaron ugotuj al dente, bo jakby inaczej. na rozgrzaną patelnię z oliwą wrzuć czosneczek, pokrojonego w kostkę kurczaka, parmeńską i dymkę. podsmaż aż aromat przeniknie firany a kurczak się zetnie i przyrumieni z rozkoszy. dodaj suszone i świeże pomidory (mówią, że obrane, ja tam lubię je ze skórką), zbalszowane szparagi pocięte nożyczkami na kawałki, odcedzony makaron, zioła i sól-pieprz wdle smaku. posmaż pięć minut i oprósz na talerzu parmezanem. smacznego. b.

14 komentarzy:

BratZacieszyciela pisze...

trafilem tu po ksywie, ktora sie czasami posluguje, Chryzostom Cherlawy (trzy razy cytowana postac, z tego co naliczylem, a przeczytalem wszystko dosc uwaznie) i juz zostane na zawsze. Czyta sie absolutnie wciagajaco, wg mego skromnego zdania czytacza nalogowego, zywcem sie to nadaje do publikacji, zadnych zmian, korekt, redakcji nie potrzeba. A takimi pieknymi pociagnieciami pedzla to odmalowane, ze sie zafasccynowac mozna, nie tylko kuchnia, ktora brzmi i az pachnie w wyobrazni przepysznie, (w zadne zakalce nie wierze), nawet nie to, ze rower, ze krajobrazy, ze nienaganne kompozycyjnie foty, ale caloksztalt.... slow brak, a jak kto ma inne zdanie, to bedzie mial ze mna do czynienia albo buc to musi byc, a z kims do czynienia miec nie chcę.
Jeszcze! Jeszcze! Jeszcze!
(Mozna juz otworzyc okno i wypuscic te kleby dymu kadzacego, acz zupelnie szczerze wytworzonego)

BratZacieszyciela pisze...

* mialo byc: a z kims takim do czynienia miec nie chce, a wyszlo jak zwykle

BratZacieszyciela pisze...

Byc moze to profanacja, ale do takiej potrawy, co juz i tak sama slinka leci, jako ziola sprobowalbym dodac pięć smakow chinskich, a nawet osmielilbym sie poeksperymentowac z temi grzypkamy ichniemi. Na pewno oryginal wyprobuje przy najblizszej okazji, jako ze w domu ostatnio bylem dawno temu nazad, a i powiadomie i zamierzanym eksperymencie. Jak cos ma w sobie czosnek, zielone i miecho to nie moze sie nie udac. Inny makaron niz al dente to sama zbrodnia. Tak mi sie jakos te cieniuskie szparagi z pokrojonemi na zapalke i lekuchno podsmazanymi na sposob chinski warzywami skojarzyly. Tonic albo biale winsko schlodzone do zapicia proponuje w recznie rznietych ikeowych kieliszkach...

Anonimowy pisze...

Co nam Benia oczy mydlisz jakimś kurczakiem. Ma dziewucha talent (ta dziewuch to nie arogancko, tylko kokieteryjnie) i powinna pisać większe formy (literackie, nie kuchenne)
Bambulu

BratZacieszyciela pisze...

no przeciez pisze: dziennik, pastisz, groteska, parodia, ba, nawet antynowelka... no ale rzeczyscie, cos wieksiejszego by sie zdalo, tak dla potomnosci... no w koncu cos tam trzeba wyryc na grobowcu, jakies tam: autorka wiekopomnego dziela pt...., Hospodyni Literatury Polskiej i Obcej (miemieckiej),! Okrasa Satyry! Omasta Niebios! Doskonałości Wrodzona! Szlachetności, Na Koniec, Której blaskami skąpani chadzalim... (ze pozwole sobie sparafrazowac klasykow, niektorzy rozpoznaja skad to)

benia pisze...

Drogi Zorro-Bambulu podcinasz mi skrzydła. myślałam, żeby może zostać drugą Alicją B. Toklas ;)

benia pisze...

pzp czyli bz: matko, miast zbierać na spłatę kredytu winnam by sobie naonczas otworzyć fundusz na rzecz zakładu kamieniarskiego. podejrzewam, że wynagrodzenie z mojej wiekszej formy "literackiej" nie starczyłoby na jedną piątą epitafium. ponadto nie dewaluujmy Sławomira!!pozostańmy przy "tu leży cienka Talia beniosławy"

BratZacieszyciela pisze...

a mnie sie marzy jakis oryginalniejszy kawalek na grobowcu mojem. Jakies: zabili go i nie uciekl, najzdrowszy trup na smetarzu, przechodniu usiadz i poczytaj inne nagrobki, jestem u tej, dwa groby obok, cieszcie sie, ze juz wiecej mnie tu nie musicie znosic ... albo: spadac cieszyc sie zyciem, a nie po smetarzach sie paletac.
A w sprawie honorariow - ja bym dal za take ksiazke jak ten blog cos ze pinc dych. Pomnozyc razy przecietny naklad wydawniczy, odjac koszty druku i papieru.... ewętualnie eboka wydac za smsa odpowiednio skalkulowanego i styknie i na najgrubszy italianski marmor z odpowiednia inkrustacja... i kaktusy wkolo kwaterki

Anonimowy pisze...

A nie mówiłam że pora się wziąć za większą formę!
Dziękuję za wyrażenie podobnych poglądów innym komentatorom.
Benia - do roboty!!!
alaska

BratZacieszyciela pisze...

a podobno przeminelo z wiatrem, powiesc, ktora przyniosla niesamowite pieniadze autorce, powstala glownie pod wplywem unieruchomienia autorki przez noge w gipsie... To moze nie nalezy tak specjalnie zyczyc zdrowia, a wrecz przeciwnie, zeby sie te dokuczliwosci skrzypiacych stawow nasilaly... :P

Anonimowy pisze...

Nie materializm, a potrzeba twórcza powinna być Twoim przesłaniem.
Poza tym nie musisz póki co "wynajdywać prochu" z tego co już napisałaś przez ostatnie lata można złożyć niezła całość, pod jakimś wiążącym te - felietony, przemyślenia, eseje - jak to zwał tak to zwał - tytułem. A za bazę przyjąć ich dowcipną formę. Jeden z moich wydawców poszukuje młodych talentów, więc byłby szansa. Tylko trzeba by zrobić wybór, jakaś wspólny mianowniki, wtłoczyć to w jakieś ramy, trochę doredagować i już. Potem taki materiał rozesłać do kilku wydawców i czekać na efekt. Kasy z początku nie będzie (ale będzie świetna zabawa), ale jak poznają się na Tobie (czego jestem pewien !!!) to będziesz pretendowała do miana drugiej Grocholi, czy Chmielewskiej. A honoraria to będą ciągi zer po jakiejś cyfrze.
Od kilku lat żyje z pisania książek, więc chętnie służę rzeczową pomocą organizacyjną. Na początku jednak musisz sama podjąć decyzję, że chcesz tego spróbować.

Bambulu

BratZacieszyciela pisze...

to ja proponuje zmienic taktyke: nie da rady! nie potrafi! nie umi! nie nadaje sie! niech lepiej nie probuje! po co jej to? a bo to jest zle jak jest? Niech lepiej zęby wyleczy, wlosy uczesze, inaczej spojrzy na swiat... papucie niech rowno przy lozku uklada, bedzie wiekszy pozytek... oszczedzac niech zacznie, zamiast wiecej zarabiac! :P :D

benia pisze...

Wy naprawde tak na poważnie. Bambulu, Twoja - profesjonalisty - opinia/zachęta bardzo się dla mnie liczy (choć takich GrocholoChmielewskopodobnych bezlik na rynku. a i w blogosferze czytuje perełki niedoścignienie bardziej utalentowanych osób). poparta dodatkowym argumentem dutków niezwyle przychylna opinia Bra..Z..ela jest z pewnością podyktowana doświadczeniem i mądrością. choć raczej wątpię, by nawet bardzo szalony franek mógł być właściwym akceleratorem. Jeśli jednak kiedykolwiek, cokolwiek to obiecuję stosowną dedykację w przedsłowiu. zaraz po alasce & Co. a tymczasem do zobaczenia na blogu. b.

BratZacieszyciela pisze...

opinia byla raczej podyktowana tym, ze pozamaterialnej zachety wiekszosc tworcow nie przyjmuje do wiadomosci, tak do glebi uwierzyc, ze to co tworza jest niesamowite, interesujace, wyjatkowe, godne uwagi, no po prostu ...piekne.
A z kolei bardzo mi sie spodobala terapia jednego psychologa, czy psychiatry, jak mu przyprowadzaja zdolowanego pacjenta i ten mu mowi: jestem beznadziejny, nie nadaje sie do niczego, to lekarz, perfidia, dokladnie to potwierdza, ba, nawet wyolbrzymia, na co pacjent odruchowo protestuje, no i dalej juz sie jakos toczy...
:) Nie dasz rady! Nie podskoczysz Chmielewskiej! Nawet nie probuj!