niedziela, 3 czerwca 2012

pyry z gzikiem czyli targowe memuary

od jakiegoś czasu moje merytoryczne przygotowania do targów w mieście na p. koncentrują się na doborze garderoby. oraz na skompletowaniu listy produktów spożywczych łatwych w obróbce w dość spartańskich warunkach kuchennego zaplecza. z tym, że za pierwsze opróżniam własną kieszeń a za drugie drenuje kasę firmy. podciągnięcie szmizjerki pod towar konsumpcyjny na targach jest dość trudno umotywować w księgowości. a szkoda. bo jednak sześciokilowy worek parówek classic nadal monetarnie waży mniej niż klasyczna sukieneczka w groszki, w której mimo maskującego kroju nadal trudno ukryc rozbuchanego rubensa. w przyszłym roku ubiore się chyba a’la lejdi gaga. obwieszę się kiełbasą i bekonem i tym samym nie dość, że zaoszczędzę portmonetkę to jeszcze podwyższę własną użyteczność. a poza tym będąc chodzącą przystawką i zakąską, tuszę, wydatnie przyczynię się do wywindowania statystyk odwiedzających nas potencjalnych klientów. nic tak bowiem nie czyni stoiska na targach atrakcyjnym jak możliwość fundowanej konsumpcji. tegorocznym hiciorem jednogłośnie ogłaszam „wściekłe psy”, które lały się szerokim strumieniem i ze względu na udatne połączenie barw narodowych były wyrazem naszego wysokoprocentowego patriotyzmu. ponadto doskonałą zagryzką do psów okazało się wiadro kwaszeniaków i chleb ze smalcem co poczytujemy sobie za nasz twórczy wkład w ubogacenie fusion cuisine. kolejną atrakcją na naszym stoisku był sześciometrowy wał korbowy z parostatku, na którym (wale, nie parostatku, ale głowy nie dam bo może na parostatku takoż bywały takie indywidua) miedzy zwojami korbowodu wijąc się jak rajski wąż rzesze odwiedzających realizowało sesje fotograficzne. moim zdaniem taka sesja może spokojnie konkurować pod względem atrakcyjności z tańcem na rurze. widzę tu także pewną lukratywną lukę w rynku – klub gogo z korbowodem – erotyczny przekaz podprogowy subtelnie nawiązujący do chlubnych tradycji naszego przemysłu ciężkiego. któryż dyrektor zjednoczenia nie chciałby mieć na własność tak wielostronnie użytecznego gadżeta(wzgl. „u”- sprawdzić w słowniku). i stosowne hasełko „ z korbowym wałem budujemy przemysł z zapałem”. albo „nie da ci ojciec, nie da księgowy tego co da ci wał korbowy”. albo też „jeśli potencję zwiększyć byś chciał, pędem nabywaj korbowy wał”. i tak dalej w ten deseń ku chwale i rozkwitowi obróbki wiórowej, która jak wiadomo leży mi wielce na sercu. na osobną dywagację zasługuje nasze życie pozatargowe, które śmiem twierdzić, jest o wiele bardziej frapujące. ma ono, ze zrozumiałych względów, zasadniczo miejsce w godzinach nocnych co wydatnie wpływa na rozluźnienie obyczaju ale bynajmniej nie kłóci się, przeciwstawia (głos z offu – koliduje) – nie koliduje z zachowaniem zasad bontonu i ogólnie przyjętych form towarzyskich podlewanych suto wielkopolską okowitą. tradycyjnie praktykowany taniec na stole rokrocznie zyskuje nam wielki aplauz współbiesiadników i przyczynia się do zacieśniania więzi oraz zadzierzgania nowych kontaktów z właścicielami talerzy z grilowaną kaszanką, w które udaje się nam wdepnąć w rytm sezonowego szlagieru ko ko ko ko itd. osobiście nie zdążyłam uczestniczyć w tegorocznym stołowym performansie gdyż bezprzerwnie od godziny 22:00 do godziny 2:00 pląsałam po parkiecie próbując nie zanadto zdeptać partnerów bądź nie zgubić obuwia w wirujących lansadach. z niejakim zdziwieniem odnotowuję fakt, że będąc młodą pannicą o wiotkich kształtach i skroniach nie przyprószonych zębem czasu nigdym się tak dobrze nie bawiła, jak teraz, obleczona nimbem wieku dalece średniego. pozatym chciałam tu oddać hołd moim partnerom, którzy w przeciwieństwie do mnie umieli tańczyć nader wybornie i przywrócili mi wiarę w silne, męskie ramię nie pozwalając mi runąć z impetem na parkiet po wykonaniu karkołomnego przechylenia mojego kadłuba od osi lub na skutek niepojętej dla mnie ekwilibrystyki obrotowej. zaletą aktywności parkietowych była ograniczona możliwość konsumpcji produktów fermentacji alkoholowej, dzięki czemu poranek przywitał mnie trelem skowronka nie zaś jak innych tupotem białych mew podkutych żelaznymi podeszwami o blaszany pokład. moim osobistym odkryciem tegorocznych targów w mieście p. jest wyborne danie, które spełnia moje kulinarne priorytety w sposób doskonały łącząc miłość do skrobi oraz nabiału. i będę się upierać, że pyry z gzikiem mogą spokojnie iść w zawody z każdą inną, najbardziej nawet wyrafinowaną przystawką. b. ps. oraz. taram taram taram. zapomniałam wspomnieć, że oto udało nam się z miasta p. dojechać do miasta w. kawałkiem nowej autostrady. w konsekwencji zaoszczędziliśmy jedną gadzinę. wow. problemik maleńki, tyciuchny, niewielki tylko taki, że jak ci się urwie jadąc z p. do w. austostrada w strykowie to kij ci w oko i szukaj wiatru w polu. przekierowanie na nowy odcinek z grodziska do w. jest prawdopodobnie najbardziej skrywaną tajemnicą okręgowych dróg publicznych. i nobla temu, kto buszując w zbóż łanach natknie się przypadkiem na odcinek łączący nigdziebądź w szczerym polu ze stolicą. ale. nie z nami te numery. myśmy znaleźliśmy, przejechaliśmy i dojechaliśmy. jadąc z miasta p. ku miastu w. zapodałam sobie lekturę. „Pra”(wyborna). już, już byłam w ogródku i witałam się z gąską kończąc lekturę, gdy wtem nagle znienacka ( to musiał być stryków) zakolebało i wszystkie literki runęły mi przed oczami generując chorobę lokomocyjną. bo o ile da się czytać na płaskiej i gładkiej autostradzie, o tyle na wybrzuszonych wądołach błędnik wpada w obłęd i uruchamia ekstraordynaryjną perystaltykę oraz odruch regurgitacji z oczopląsem. drodzy drogowcy, tego się nie robi czytelnikom! czyżby wszyscy drogowcy to wyłącznie audiobookofile? b.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Dla zainteresowanych zagadkową częścią kulinarną:
"Chyba nie ma Wielkopolanina , który nie wiedziałby co to są ''Pyry z gzikiem " ;)
I to co dla nas jest oczywiste, dla pozostałych naszych rodaków z innych regionów Polski jest wielką zagadką.
Dlatego uchylę troszkę rąbka tajemnicy i zdradzę Wam czym są "Pyry z gzikiem"...otóż pod tą jakże sympatyczna nazwą, kryją się ziemniaki gotowane w mundurkach z pysznym twarożkiem z cebulką i świeżymi ziołami, zajadane z odrobiną oleju lnianego.
Bardzo smaczny obiadek i niezwykle prosty w wykonaniu.."
Tak więc po zapoznaniu się ze składem tego dania - mówię stanowcze - TAK- dla pyzów z gryzikiem.
To kiedy Kochaniutka możemy wpaść na am am????
Alaska

Anonimowy pisze...

Coś bym mądrego i dowcipnego napisał, jako komentarz, ale za dużo wątków i we łbie się kolibe. Tak więc zostanę z tym bałaganem i odznaczę tylko że - przeczytałem i poruszyło mnie to do głębi, w wielu sferach, ze stanem drogi włącznie, choć nie najważniejsze...
Bambulu

benia pisze...

pyzy z gryzikiem. pff. wielkopolanie za tę zniewage strąciliby cię w czeluść kipiącą.

drogi Bambulu, podobnie na moje wypracowania reagowała nauczycielka polskiego: chaos, styl pląsawiczny, wątki od sasa do lasa.
bycie rasowym grafomanem zobowiązuje.

BratZacieszyciela pisze...

daj ci nam panieborze wiecej takich grafomanow, a co do przyproszenia siwizna i wieku, madrzy ludzie wiedza i w tajemnicy tylko zaufanym przekazuja, ze kobieta jako to wino czerwone, z wiekiem ino szlachetnieje, robi sie wytrawniejsze, nabiera glebi, bukietu, wielopoziomowosci w strukturze, a butelka i etykietka ino marnosc, marnosc nad marnosciami na tym targowisku proznosci... i tak ten intelekt kochac bede, zachwalajac wnieboglosy, roznoszac linka tegos swiatu jako dobra nowine...