wtorek, 3 czerwca 2008

wiosenno-letni atak mrocznych kosiarzy

praca na saskiej kępie ma tycią wadę. od rana od początku maja do wieczora do końca listopada ze zmiennym choć niezanikalnym natężeniem okoliczni sąsiedzi koszą trawę. kosiarka z lewej, kosiarka z prawej, kosiarka z frontu, kosiarka z zaplecza. prawdziwe stereo i z subbuferem. full haj power of lawnmower. nagłe zamilknięcie wszystkich kosiarek świata wzbudza niepokój , nagły powrót do funkcji "on" nerwowym skurczem podrywa z krzesła. jako nieposiadacz własnego ogródka z dziada pradziada mam wyjątkowo obniżony próg tolerancji dla kosiarek. a ! nie. dziadek Kazik miał działkę. ale w latach siedemdziesiątych, zanim zaczął sadzić grządki u św. Piotra i zanim szatan wprowadził w anielski spokój ogródków kosiarki. nie wierzę, że nie można tej trawy jakoś genetycznie zmanipulować, żeby rosła jedynie do stosownej wysokości. o święta gertrudo, patronko ogrodników, tymczasem wyprowadź ich wszystkich na jakiś wimbledon i niech tam koszą w elipsę do końca listopada. pliiiz.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Skoro już wspomniałaś dziadka naszego Kazika i jego działkę to niestety miałam okazję przejeżdżać swoim srebrnym autem małowyścigowym w okolicy tejże, zlokalizowanej koło Koła. I co zobaczyły moje oczy? O zgrozo!!! Nie ma działki dziadka Kazika. łobuzy z MPRD lub łobuzy budowy autostrad zrujnowały działkę, zrównały ją z ziemią i teren wyrównały pod budowę trasy przelotowej skądś tam dokąd. I tylko trochę żal.
Alaska