piątek, 27 marca 2009

kurą w płot

w amplitudzie zmian aurycznych (bed-łors), od śniegu przez deszcz rzęsisty, chodzę jak niedobudzona wudu kołysząc na boki nieskoordynowanym odwłokiem i kłapiąc naumyślnie nie pastowanym obuwiem zimowym podczas gdy to już kalendarzowy czas na zwiewne pląsy w prunelkach. na saskiej kępie oszronione pąki magnolii w kontrapunkcie z globalnym tym, no, mówią, że ociepleniem, zwanym przez malkontentów meteorologicznych globalnym ocipieniem. łeb mam jak sagan w imadle. z nowalijek najlepiej smakuje martini bianco z oliwką. dry. i zupa z pora na ementalerze. czyli zastępcza kuracja chromaterapii zielenią. dziś pożegnałam się z hibiscusem – załamał się chłopak totalnie i nie wytrzymał kolejnej śnieżycy. na szeptane w badylek „wiosna przyjdzie i tak” opadł bez wiary nostalgicznie ostatnim liściem na zimny parapet. sie nie dziwie – na jego miejscu zrobiłabym to samo. tymczasem opadam nostalgicznie twarzą w biurko. stu, mój nowy kolega z roczester, będzie się chyba jednak musiał naumieć po dżermańsku gdyż nasze dotychczasowe dialogi via mail zaczynają niechybnie wkraczać w świat zdań złożonych podrzędnie. a te w inglisz formułują mi się coraz koślawiej i obawiam się , że przekraczam granice politikal korektnes, gdy w złożonym problemie rzucam w sieć: giw mi tall rabat if ju łont maj many. inny fajny kolega spod karl-marx-sztad zawsze gdy doń dzwonię, wypluwa w tempie cekaemu w słuchawkę cały germański weltszmercen - ból istnienia. w tym czasie odłożywszy słuchawkę idę sobie zaparzyć melisę i opiłować TEN palec. ale zupełnie nieoczekiwanie ten tydzień w biurze zamykam bilansem in plus jeno całkiem wyzuta z czegokolwiek. dlatego też teraz idę złożyć sagan na piernacie albowiem imadło się zaciska i gałki oczne mam bardziej wypukłe niż melony dody w za małym gorsecie.
b.
w bonusie kura w niedorozwiniętym krokusie



Brak komentarzy: