czwartek, 19 marca 2009

out of tjuned

mój system operacyjny odmówił współpracy. zrobił pik-klik stanął dęba i fruuu odleciał w inną czasoprzestrzeń. nieposiadanie komputera na stanowisku pracy nastręcza poważny dylemat : gotować zupę w godzinach pracy czy porządkować biurko. z powodu braku konsensusu w kwestii zupy : ogórkowa vs pazibroda aktywizowałam się w obszarze „ordnung muss sein”. szuflady mojego biurka mogłyby teraz zagrać główną rolę w „perfekcyjnej pani domu”. spinacze w symetrycznych rządkach, dziurkacz wypolerowany na błysk pod kątem prostym w korelacji ze zszywaczem, wizytówki ułożone wg. koloru logo i numerów kierunkowych. na segregatorach japońskiej staranności kaligrafia, pomięte kartki odprasowane, monitor zdezynfekowany czeka na transmisję a kilotony nieaktualnych aktualności zasiliły burdel w piwnicy. pan z serwisu przy pomocy kosmicznej ekwilibrystyki próbuje odzyskać zasoby mojego komputera. mam więc tak zwaną kart blanż. kobieta bez przeszłości, kobieta z przyszłością. pani beniu, czy pani chodzi po jakiś dziwnych stronach nieumyślnie kolekcjonując wirusy? ja? mła? nobo ma pani pięć tysięcy kukisów i temporarów ze stron blogowych. Yyyyyyyyyyyyy, w ogóle nie wiem o co mnie pan pyta , panie serwisancie, trzepoczę przymilnie rzęsami do słuchawki.
a jutro, no cóż, chyba jednak zupa.
b.

Brak komentarzy: