piątek, 24 lipca 2009

pogorzelce pogorzałce

ojciec-dyrektor przybywający czasowo na wczasach jest przez nas oraz przez grzeczność a także z powodu ograniczonej tęsknoty nękany telefonicznie rzadko i tylko w przypadku pożaru. nie będąc kamikadze nie zamierzałam popełnić publicznego, dobrowolnego seppuku informując ojca–dyrektora na wywczasach o rebelii i trzęsieniu ziemi jakie wstrząsnęło wczoraj posadami mojego biurka i kilku innych biurek w europie. ale dziś, gdy nieoczekiwanie dla wszystkich znagła wzeszło słońce nad azkabanem, gołąbki pokoju z gałązką oliwną w dziubkach obesrały mię na szczęście(muszę ten ekskrementalny wątek kontynuować dla zachowania jedności stylistycznej z ostatnim akapitem ostatniej notki) a pożar zatlił, syknął i znikł był. no więc, gdy już udeptaliśmy pogorzelisko i wyciągnęli z niego cenne łupy to nadszedł czas sprawozdawczego telefonu do ojca-dyrektora. relacja post fatum uzyskała formę hołdującą prostocie i minimalizmowi i w swej konstrukcji nieco przypominała stary i zleżały dowcip o hrabim:

hrabia po dłuższym pobycie za granicą wraca do swoich posiadłości.

na dworcu czeka na niego zaprzęg koni i wierny sługa jan.
- no i cóż tam zdarzyło się nowego we dworze podczas mojej nieobecności, janie?
- nic nowego jaśnie panie... no może tylko to, że azorek zdechł.
- azorek?! mój ulubiony pies? jak to się stało?
- ano nażarł się końskiej padliny, to i zdechł.
- a skąd we dworze końska padlina?
- konie się poparzyły, to zdechły.
- jak to konie się poparzyły?... od czego?
- od ognia, panie, jak się stajnia paliła.
- a kto podpalił stajnie?
- nikt, od płonącego dworu się zajęła.
- na miłość boska, to i dwór spłonął? jakim sposobem?
- ano po prostu. świeczka przy trumnie teścia pana hrabiego się przewróciła i firany się zajęły.
- och! a czemu mój teść umarł?
- bo jaśnie pani uciekła z tym oficerem, co się z nim od trzech lat spotykała.
- spotykała się od trzech lat?! no to przecież nic nowego!
- właśnie mówiłem, jaśnie panie, że nie zdarzyło się nic nowego.

i nim ojciec-dyrektor pojął grozę relacji-sytuacji zręcznie skręciłam tematem wyprowadzając nas z bagiennej mielizny na słoneczną szosę .i tak to spośród pól i rzek wyszliśmy na brzeg.
A dla lubieżników hrabiego jeszcze taka dykteryjka:

hrabia, przeglądając kobiecy żurnal mówi do żony:

- krystyno, tu piszą, że kobiety w czasie uniesień seksualnych krzyczą. u ciebie tego nie zauważyłem.
- krzyczałam, krzyczałam, tylko ciebie przy tym nie było!

b.

1 komentarz:

BratZacieszyciela pisze...

wiecej prosze starych kawalow w tak pieknej frazie...