wtorek, 7 lipca 2009

Championship of laziness



powroty. hm.
powroty z weekendów.
koszmar mieszczucha.
bo tam, na wietrznym wzgórzu mazurskim,
wydaje się, że życie ma inny rytm.
czas słońca i księżyca są spójne z zegarem biologicznym.
deszcz czy inne niuanse niepogody/pogody są nam tam
z natury przynależne i bliskie jak ciału koszula,
nawet aniechby , nonajron.
akceptowalne, niekontestowalne, oswojone i słuszne.
wszystko proste jak obsługa grila i łyk złotego schłodzonego.
takie łatwe życie - tak trudny powrót.
i jak wrócić, żeby się odnaleźć.
i w czym odnaleźć.
w raporcie kasowym ?
b.

6 komentarzy:

jolly arora pisze...

nice blog

why just park...


Linux Help Discussion forumticarp

Anonimowy pisze...

:-)
very nice blog
;-))
veeery nice picture!!

Anonimowy pisze...

"czas słońca i księżyca są spójne z zegarem biologicznym"
hm..no tak, bo jak słońce wschodzi, to pora się kłaść - zgoda, ale że ta niepogoda "akceptowalna" i "słuszna" - to już chyba nie.

uczestniczka

Anonimowy pisze...

ojojoj, a podobno było okropnie! pobudka o 5 rano i przez cały dzień latanie z pustakami i po złoty napój dla ... i tylko Ju grzecznie siedziała, opalała się i basen...jej przynosili do fotela bo cóś zmęczona dziewczyneczka, umordowani od tej roboty i gotowania dla całej wsi... - wersja beni i alaski!!!!
więc to wszystko kłamstwa?
buuuuuuuu, jak ja sobie z tym teraz poradzę?????
no to teraz wymyślcie coś, żeby się zrehabilitować i mnie może też bo mi strasznie morale podupadły.
może tydzień w spaaaaa?
michelle

Anonimowy pisze...

Beniu, a któż to - zabłądził, czy co....
A jeśli chodzi o weekend, to było tak: ciepłe piwo, disco polo, gradobicie, rower obowiązkowo od 7 rano, i same takie przyjemności, że już nie mogłam doczekać się powrotu do Warszawy - dlatego dotarłam o 24. No i nie chcę słyszeć o kolejnym wyjeździe!!!
Lepiej Ci Michelle, prawda?

Ju

benia pisze...

Juju przez dyskrecję nie wspomniała o superintendent, która nas po nogach chłostała bez przerwy pokrzywami, chlip
ps. chiba zabłondzili ;)