środa, 9 czerwca 2010

bursztynowy miazmat lata

skąpanym w późno-popołudniowym słońcu tarchomińskim trotuarem powędrowałam sobie w celach naprężenia uwiądłych zimą/wiekiem/romanem/cibatami z mozarellą łotewer ud mych dwóch. wyznaczony rytm raz-dwa raz-dwa trochę mi nie wyszedł. z powodu nadgrzania atmosfery posuwałam się w tempie raaaaaaaaaaaaaz przerwa –oddech-otarcie czoła z potu dwaaaaaaaaa. w legii cudzoziemskiej zapewne w takim tempie się śpi. nagły i niespodziewany początek lata. w kombinacji spalin-kurzu i rozgrzanego asfaltu szukam zapachu morskich wydm lub nadjeziornych szuwarów. w zasadzie jestem absolutnie gotowa na to lato. więcej. jestem absolutnie gotowa na wakacje. a ku mej rozpaczy te dwa elementy niekoniecznie są spójne.ba. nawet natenczas się wykluczają. zamykam więc oczy, przykładam do ucha bałtyckie muszelki bałtyckiego przegrzebka i grzebię palcami w doniczce z krotonem wyobrażając sobie dziką plażę i mnie w bikini jak bogini. i jedno i drugie i trzecie i czwarte i piąte to jednak tylko sprzeczny oksymoron ze złośliwie wywalonym jęzorem. więc. miałabym ochotę nieprzemożną wywalić tu swoje żale i smuty i pretensje do niewiadomokogo i pochlastać się mentalnie i zachować jak chryzostom cherlawy. ale. przecież. udam, że wakacyjny wakat i urodzajna skórka pomarańczowa nie jest mnie w stanie wpędzić w depresję. no. może w depresyjkę maleńką. idę. pomiziam sobie bursztynki. bo ponoć bursztyn i stres odgania i spazmy uśmierza. oby.

b.

ps

o. jakże mnie cieszą takie czasoprzestrzenne sprzężenia . dopiero com miała pójść po radę do tybetańskiego mnicha a tu proszszsz wyświetlą mi rozwiązanie na kinowym ekranie http://www.stopklatka.pl/wydarzenia/wydarzenie.asp?wi=66431

Brak komentarzy: