wtorek, 9 listopada 2010

o'gary nie poszły w las

a mówiłam. mówiłam, że jestem mistrzem gubiennictwa. i otóż udało mi się zgubić pięciokilogramowy, żeliwny gar a w zasadzie rynnę do pieczenia. panika straszna, bo w weekend mają w tym garze upichcić się łemkowskie. a wiadomo, że łemkowskie tylko w żeliwiaku inaczej facepalm, epic fail i żenua. przeszukałam cały dom. dwa razy. miejsc, w które mogłabym wtrynić kolosalnych rozmiarów , ciężki jak cholera z wagonem węgla gar jest kilka (czytaj: dwa). ale w żadnym z nich gara nie było. wzięta na spytki Starsza Pani zaparła się jak żaba mułu, że i owszem nie ma bo. dała go mi. kiedyś. niedawno. więcej nie pamięta. przesłuchana na okoliczność alaska wykazała daleko idącą dezaprobatę dla mojej substancji szarej. jadwiga już już by się przyznała, że go ma, bo ją zagadnęłam z zaskoczenia ale i tak się wykręciła sianem. miałam jeszcze zadzwonić do do, czy może w millicz willicz się gar nie ostał, ale pomyślałam, że co będę z siebie na szerokim międzynarodowym forum robić kretyna co gubi sagany. zdesperowana zajrzałam jeszcze do wanny i pod stół w kuchni. o. o. O! pod stołem w kuchni skręcona z blach stoi i czeka na rozkręcenie suszarka do grzybów. rozmiarem przypomina nie mniej nie więcej - pudło na żeliwiaka. ostrożnie uchylałam wieko jakbym tam miała znaleźć truchło frankensteina. truchła nie było. był gar! hosanna! ocierając z oka wilgotne, radosne rozrzewnienie kolumba ucałowałam go w żeliwne wieko. jest gar będą kwaszeniaki. słodka kapucha już się od wczoraj maceruje z kwaszoną (swoją drogą najbardziej z kulinarnych potyczek nie-na-wi-dzę rozbierania kapusty na liście. zawsze mam naonczas poparzone palce i mokry burdel w całej kuchni). za dwa dni uwarzę kaszy jaglanej i gryczanej, chabaniny i skwarek. zawinę delikatnie nadzienie jak niemowlę w tobołek. wygodnie umoszczę w żeliwiaku przekładając plastrami boczku. zaleję duszonym pomidorem, cebulo i papryko. na wiersku poleję sosem z suszonych grzybków upichconych na prawdziwym maśle (cholesterolu – przybywaj!) i wrzucę do pieca na szesnaście zdrowasiek. idę pogłaskać żaliwiaczka. mócjion, mójci.
b.