środa, 10 listopada 2010

trochę nie lubię śród

w garnuszkach dochodzi do siebie kasza. a ja siedzę i myślę. jakby tu się wycyckać z tego dzisiejszego basenu. macam gardło w poszukiwaniu infekcji. nie ma. macam na oślep w nadziei znalezienia jakichkolwiek przeciwwskazań. i nic. samam się skazała na te wstrętną balię. taka nieroztropność w tak dojrzałym wieku jest zaiste niewybaczalna. a tymczasem leżący na talerzyku marciński rogal skrzypi migdałowymi płatkami i krokantem niepewny czasu konsumpcji. a gdybym tak wpisała sobie w dzienniczku: benia nie mogła przyjść na basen bo musiała pilnować rogala. ?
no nicto. ide wzuć kostium. a marciński niech czeka . będzie mi dziś motywatorem. z wymoczonym i wychlorowanym sumieniem wsunę go po powrocie.


b.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

a ja śmiem przypuszcza że twoja basenowa współtowarzyszka niedoli będzie teraz ochoczo co środę wynajdować koncerty, kina, spotkania szczepowe żeby nie moczyć tyłka w wodzie.
Wczorajsza wymówka maleństwa - bardzo udana.
alaska

benia pisze...

gupio sie przyznać, ale ten środowy basen był naprawdę bardzo bdb. pewnie zaczyna działać uzleżnienie od chloru.