czwartek, 15 stycznia 2009

intermezzo

no nie mogę pisać. mam gulę w gardle i dłoniach. wspinamy się z ojcem-dyrektorem nieoczekiwanie na szczyt, z którego ktoś musi zlecieć, a ja okazuję się być doskonale rokującym kandydatem. mam wrażenie, że ktoś na mnie jakiś zły urok rzucił i w pewnej sprawie jestem dla ojca-dyrektora spersonifikowaniem nieszczęść, generatorem obfitych kłód i kondensatorem wrażych sił. twarz mi blednie, włos mi rzednie, psują mi się zęby przednie (i szóstka się mi odłupała też) i czuje na barkach bezmiar negatywnych ładunków. a fakt, że w całej tej fatalistycznej otoczce palnęłam jeszcze piramidalne qui pro quo, dodaje naszej sytuacji nutę (co ja mówię nutę, symfonię) pieprznej wisienki na torcie. taka raczej mało przesądna jestem ale. już kiedyś ćwierkałam na lewo i prawo, że cudnie, fantastiko , czegóż chcieć więcej. i co? I spektakularne jebutttt. szlag trafił tę cudną sytuację. jakbym się sama fortunie podkładała. więc. od dziś na pytanie co w pracy – jedynie lamęt, szloch, smarkanie, szat darcie, rozpacz i dół jak rozpadlina mariańska. rozsądek zaś podpowiada kierować myśli pozytywnym szlakiem, wizualizować zwycięstwo, kumulować małe plusy przeciw armii minusów. a jeszcze coś tam pod żołądkiem szepce – eeetam. świat ma dla ciebie tyle ofert. zawsze możesz się przenieść w kieleckie i paść kozy. to podobno świetnie robi na reumatyzm i na cerę. albo zgłoszę swój akces na administratora wysp wielkiej rafy kolarowej. gdyby jednak Państwo zechcieli się zabawić w kaszpirowskiego i wysłać mi kilka pozytywnych kwantów, to nastawiam antenę na odbiór. tymczasem spróbuję fortunę przekupić zupą-kremem z brukselki okraszoną przyprawą orientalną i czosnkowymi grzankami , podczas której gotowania wielokrotnie spluwam przez lewe ramię (z gracją omijając garnek) trzymając w lewej dłoni kalendarzyk z kominiarzem. idę. poczytam se o leninie. może przyda mi się parę wskazówek od geniusza rewolucji.b.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

beniutku, wysyłam Ci pierwszą paczuszkę z super pozytywną energią, proszę o odbiór. Kolejne co godzinę. No i narysuję Ci kurze łapki, żebyś przy sobie nosiła... No i obsyp (dyskretnie ) makiem wokół biurka... i trzeba wtedy powiedzieć ... to już przekażę Ci przez ucho...I spokojnie... musi być dobrze!
A mnie się dzisiaj śniła wielka kupa,wojna (zostaliśmy zaatakowani)dużo ludzi na peronie i chcieli nas wszystkich wywieźć POCIĄGIEM- zresztą super nowoczesnym do Tokio...
wstałam lekutko zmęczona
michelle

benia pisze...

tja. konsekutywnie walą sie kolejne sprawy - zaczyna mnie to nawet troszkie śmieszyć - zrujnowac wam coś ? bam bam.
mak wokół biurka pcha mnie do irenki po makowca. erzac zanim zaszepcę w biurko. dziękuję ci ciotko za dobre słowo.