środa, 14 lipca 2010

rowerem w termostat

wbrew pozorom niewielki wysiłek fizyczny wprawiający koła w ruch pozwala zaznać przyjemnego, kojącego chłodu na obliczu. oczywiście do czasu, kiedy trzeba się spotkać z rzeczywistością stanąwszy na moment w bylejakim celu. natychmiast wtedy uruchamia się wewnętrzny prysznic i spływam potokami potu od czubka po czubki. w lesie jeszcze nie ma zakazu wstępu za to bosko pachnie rozgrzana żywica i króluje wytchnieniowy cień. w nocy, poszukując ratunku od gorąca, otwieram na oścież okno i gdyby ktoś bardzo chciał, to wcale nie musiałby się mocno starać, żeby mnie sobie pooglądać w pozycji horyzontalnej i bez pidżamki , gdyż tapczan stoi w pełnym planie potencjalnego podglądacza. i aby się tego ustrzec musiałabym się wynieść do przedpokoju. atam. jak ktoś się strasznie chce ekstatować moim rozpłaszczonym widokiem, jego durna wola. ja na bezdechu nocy nie wytrzymię. dla bezpieczeństwa, przed włamywaczem, poustawiałam na parapecie kilka butelek. więc gdyby nadejszło nocne tornado od wschodu to ani chybi zawał i migotanie z powodu rumoru mam zagwarantowane. w pracy delikatnie wyczuwalna kanikuła objawia się głównie tym, że przez pół dnia wielkie nic a potem nagle armagedon z piorunami i pożar w tym, no, w domu schadzek publicznych. jednocześnie brak pełnej obsady (czytaj kevin sam w domu) prowokuje mnie do zachowań niestandardowych i tak np. zapuszczam w internecie radio, kładę bose nogi na biurko i sącząc zimną mineralną świadczę obowiązek pracy. tylko jutro się muszę nieco zdyscyplinować bo ojciec-dytrektor wizytuje włości. biedaczek. w jego gabinecie na poddaszu topią się światłowody. więc spodziewam się, że po godzinie urzędowania zastanę go na górze jeno w slipach od versacze albo w omdleniu. jeśli w omdleniu, to może nie zauważy, że do pracy przyszłam w zwiewnej solejce (efekt odkrycia nowego ciucholandu, wow!), czarnym bjustenhalterze i japonkach. only.
b.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

szczęśliwi co co czasu trochę mają na pedałowanie (ups) i wiatru wytwarzanie.
Ale są wśród nas i tacy, co kursują do źródła codziennie i codziennie załamują ręce nad mało oszałamiającym tempem prac remontowo-budowlanych.
A i jeszcze oczekuje ich znów rajd po sklepach za kontaktami, gniazdkami, kinkietami i żyrandolami...
ech życie!!!
nieco podłamana alaska

benia pisze...

e. teraz to juz z górki będzie. zostało wszak jeno : malowanie, fugowanie, cyklinowanie, lakierowanie, wody uruchamianie, prądu zagniazdkowanie, sprzętu okablowanie, żyrandola wieszanie, mebli składanie, i .... zapakowanie, załadowanie, przetransportowanie, wypakowanie .

i nóżką w klapeczku na fotelu machanie :)

Anonimowy pisze...

no i jeszcze w mię-dzy-cza-sie urlopik...
jaga