czwartek, 5 maja 2011

czas rewanżu za melanż

nim jeszcze wstąpiłam w progi biura już czuć było swąd spalenizny. potem okazało się , że płonie stodoła, która się zajęła od pudelka, który uciekł był z płonącego pałacu. uruchomiona pod moją nieobecność straż ogniowa przybyć nie chciała a po wielu namowach trącących o przekupstwo i szantaż wysłała pocztą poleconą filigranowe wiaderko wody utlenionej. tak więc od rana trwa walka z żywiołem i najchętniej to bym już rymsła z bańki koledze po germańskiej stronie kabla bo brak mi liter na wyraźniejsze artykułowanie oczekiwań. stanęłam więc tymczasem przed ścianą i mogę sobie jeno wydłubać na niej pilniczkiem jakieś satysfakcjonujący , dedykowany wulgaryzm. ale wolałabym wybuch, taki żeby fala uderzeniowa zmarszczyła w końcu półkule mojemu problematycznemu interlokutorowi ze straży pożarnej. idę, porzucam sobie na stronie pannami lekkich obyczajów.

b.

Brak komentarzy: