wtorek, 2 grudnia 2008

doszkalanie z marudzenia

wszyscy wokoło się doszkalają. naprawdę coraz trudniej zasymilować się z takim środowiskiem. pozostawanie w stanie permanentnego niedouctwa przestaje być luksusem a zaczyna drapać. drap drap drap pod narządem powłoki zewnętrznej. dwa metry kwadratowe drapania, a może i więcej. zmuszona tymi nieprzychylnymi matołectwu okolicznościami drapie się w powłokę skroniową w poszukiwaniu obszaru, który mogłabym ku pożytkowi świata wyeksplorować, opanować i zaowocować. jako córka wybitnej mistrzyni igły od razu odrzucam kurs kroju i szycia. w mojej zygocie, w miejscu chromosomu odpowiadającego za dziedziczenie tego talentu zionęła najprawdopodobniej wielka dziura. a ponieważ natura nie znosi pustki, na szybko wyprodukowałam w miejscu tego krateru zdolność do maksymalnego redukowania wysiłku. w mojej zygocie nastąpiło skrajne wychylenie wahadła pracowitości w drugą stronę. tym samym wszelkie wysiłki na rzecz przezwyciężenia mojego osobniczego lenistwa to jak walka dawida z goljatem, jak próba zrobienia trwałej łysemu, jak gotowanie jajek na twardo bez jajek. mimo jednak tak logicznego osadzenia mojego lenistwa w praprzyczynie genotypu powłoka nadal drapie. konstatuję, że to zgubny wpływ środowiska, w jakim przebywam. środowiska, które nie wiedzieć czemu nieustannie się doszkala, doucza, dokształca i ewoluuje w różnych mniej lub bardziej logicznych dziedzinach zakłócając moją homeostazę. z nieskrywanym ociąganiem, w międzyczasie skwapliwie pralka, zmywanie, zamiatanie, dłubanie, przez okno wyglądanie, rzęsami machanie, sięgam po jakiś podręcznik. o. wyciągnęłam „jogę oczu” – mmm bardzo, bardzo fascynujące. nauczę się robić asany źrenicami i paranajamy powiekami. po nieudanej próbie pawia w lotosie (eee, to nie to co myślicie) kurs jogi umiejscawiam w bliżej nieokreślonej przyszłości. następny podręczniki - „potęga osobowości – pamięć”. wiecie, że pamięć krótkotrwała jest w stanie uchwycić przeciętnie do siedmiu elementów? robię stosowny test sprawdzający. każą mi odliczać do tyłu od 486, 483, 480 itd. do 429 . tak szybko jak potrafię. a potem odtworzyć wcześniej przeczytaną sekwencję siedmiu liter. wynik testu makabrycznie niski. ćwiczenie czegoś, czego się nie ma jest mało motywujące i strasznie deprymujące. z impetem trzaskam okładkami podręcznika i robię skarlet. jutro. pomyślę o tym jutro.
b.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

nie marudźta ciotko...
ino wymyślajta konkursy na imieniny Sylwestra...
na razie mamy co nastepuje:
jeśli śnieg będzie to:
-kulig
-konkurs mokrego podkoszulka
-ognisko
jeśli natomiast śniegu nie uraczymy to:
-kulig
-konkurs mokrego podkoszulka
-ognisko
tylko,że w tym przypadku to wszystko w błocie się odbędzie... no bo chociaż błoto na Nowy Rok być powinno
michelle

benia pisze...

do głowy przychodzi mi jedynie na razie wkkw. ale nie będę ustawac w wymyślaniu. plucie do celu pestkami z nalewki może być ?

Anonimowy pisze...

co to jest wkkw?
alaska

benia pisze...

wszechstronny konkurs konia wierzchowego :)

Anonimowy pisze...

czy to jest obowiązkowe?
Bo jeśli tak - to ja się wypisuję z tej zabawy
alaska

benia pisze...

no to będziesz gotowac obrok ;)