wtorek, 30 grudnia 2008

balansując bilansem

po świętach nie odważyłam się założyć nic poza workowatymi dżinsami ze streczu, które świetnie na mnie leżą gdy w mgnieniu oka noszę rozmiar ach ach czterdzieści (gdym zaczynała działalność blogową) a jeszcze doskonalej wypełniam je sobą przy trendzie wzrostowym och och czterdzieści i cztery (tudej). ryby, proszę państwa, ryby są głównym podejrzanym o implikację korelacji spożywczo-przyrostowej. wnoszę to z faktu, ze w moim menu przez ostatni tydzień były głównie : ryby w galarecie, ryby faszerowane, śledzie w oleju, śledzie w winie, śledzie w occie, śledzie w orzechach, śledzie w suszonych pomidorach, mikroskopijne śledziki prosto z morza adriatyckiego w zalewie jarzynowej, szprotki w tomacie i karp w panierce – wszystko niezwykle skromnie ugarnirowane, dla podkreślenia walorów smakowych, sałatką jarzynową, pierogami z kapustą, kapustą z grochem, fasolą z porem, porem z ogórkiem i makowcem. acha , no i serniczkiem grubo olukrowanym, pierniczakami, śliwkami w czekoladzie, miodowniczkami i majonezem. jak widać w eskalacji diety optymalnej poszłam o krok dalej i zmaksymalizowałam nie tylko spożycie tłuszczów ale i węglowodanów i niniejszym potwierdzam, tempo przybierania w obwodzie jest maksymalnie optymalne, nie mogłabym sobie życzyć szybszego. wprawdzie osiągnięty skutek całkowicie mnie zaskoczył, ale wszakże powszechnie wiadomo, że niespodzianki są miłym akcentem życiowej monotonii. w związku z powyższym na zbliżającą się zabawę sylwestrową wyprasowałam już ekstrawagancki, włoski sic!, fartuszek kuchenny o erotycznym podtekście i nie zamierzam go zezuć, gdyż wyglądam w nim jak pamela anderson albo nawet i lepiej (nie wiem czemu word mi na czerwono podkreśla to „nawet i lepiej”, impertynent, a może nawet i impotent jeden). nawet na pewno lepiej. i tak oto kuchennymi drzwiami przejdźmy do podsumowania mijającego roku. udało mi się, przy bardzo intensywnych staraniach, pozostać stanu wolnego i sumiennie wypełniam treścią przepowiednię hanny bakuły, iż kobiety koziorożce (naturalnie z wyjątkami potwierdzającymi regułę) zazwyczaj zostają starymi pannami o wybitnych cechach „dzidzi piernik”z subtelną domieszką „galwanicznej żaby”. i tak to w zgodzie z proroctwem, nie będąc oszałamiającą blondynką, doznałam arabskiego ostracyzmu wobec dojrzałych , farbowanych szatynek . albowiem, jestem mistrzem maskowania moich niezmierzonych pokładów blondynkowatości charakteru. mimo tego disapojting, szczerze do egiptu zapałałam uczuciem gorącem i na zaś trzymam spakowane w reklamówkę z egipskiego duty free kapelutek, krem filtr 50 i złote klapeczki, gdyby mi ktoś w nocy o północy zaoferował last minyt do krainy faraona. pozatym co. ciągle się gubię w moim nowym apartamencie i mam świeżo nabyty syndrom niedowładu rąk przy otwieraniu kopert z potencjalnymi rachunkami. niechętnie dochodzę także do wniosku, że moja twarz oraz pozostałe kończyny, wymagają sprawnego fotoszopa, gdyż natężenie bruzdowatości każe mi oblekać lustra w grube, cieliste pończochy, a jak ja mam oblec lustro w trzydrzwiowej, dwumetrowej szafie? no jak ? w bilansie ujemnym ponadto prym wiodą wyroby tytoniowe. tu walę całą mocą w pierś producenta z łoskotem i pretensją o tak niehumanitarne ceny i parszywe skutki (albo odwrotnie).
W bilansie dodatnim zaś mam WAS!
i ten plus całkowicie mi przesłania wszelkie realne i wyimaginowane minusy. stara już jestem (ważne didaskalium: tu publika podnosi negującą wrzawę na stojąco i rzuca mi pod nogi herbaciane róże, fijołki, kwiat paproci , zielonego dżoni łokera i składki na czeci filar) , więc patos i ckliwy sentymentalizm leżą mi tak dobrze jak te workowate, streczowe dżinsy. motto na 2009 : stej tjuned.


b.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Heloł! a czy mniej oczytane czytelniczki, które mimo jednakże bardziej rozwiniętego wieku, posiadają pewne braczki, brakunie, mogą prosić o przybliżenie tematyki "galwanicznej żaby". Chyba jak w szkole przerabiali ten temat to musiałam być chora bo coś mi umknęło. I może dla lepszego wytłumaczenia jakiś przykładzik? pls.
alaska

benia pisze...

och to pojęcie jest nadal w fazie ewolucyjnej, można je jedynie raczej przeczuć niż pojąć. generalnie chodzi o pewien szczególny stopień empatii z gadem na poziomie motoryki sensoryczno-behawioralnej w rozumieniu przyczynowo-skutkowym. ot cała tajemnica.

Anonimowy pisze...

No , to ja się obraziłam. Bo to miał być ogólnie dostępny blog, prawda? A jak się wogóle nic nie rozumie, to co ja tu robię wogóle?
A ten bilans Beniu, to chyba raczej taki fajny, patrząc tak całkiem na Ciebie,myślę, że Ci dobrze na tym świecie i nam bez Ciebie, tak już bilansując, byłoby już nijak, smutno i źle.
Ju