środa, 10 grudnia 2008

sesjolodzy znad wisły

sesja zdjęciowa przeszła w tryb dokonany. punktowy reflektor i skupiona uwaga fotografa na lewym profilu wzbudza nieoczekiwanie immanentny apetyt na zostanie gwiazdą. kerownik planu okazał się być efektywnym medium i przyjął na klatę moje wieczorne mantrowanie. z przebieralni wychodzę już jako rasowa cyganicha, z burzą czarnych loków, cekinowym czepeczkiem i zamaszystą czarną spódnicą z czerwoną chustą wokół bioder, zalotnie pobrzękując błyszczącymi ozdóbkami. magiczna koincydencja marzeń kilkulatki ze spełnieniem w wieku matronowskim/matronalnym (?) . maj nejm is carmen, carmen daglezja volcan de fuego. ośmieleni kostiumami , na kilka godzin przeistaczamy się w kwintesencję postaci obleczonych onymi. diabeł z cynicznym uśmiechem kusi błękitnookiego anioła, bezkarna śmierć frywolnie operuje kosą w falbanach cygańskiej spódnicy, król dumnie pręży pierś bogato zdobną w diamenty i rubiny, pastuszek groźnie kłapie turoniowym pyskiem, drugi anioł wznosi zgorszone gałki ku niebiesiom. dla wzmocnienia zamierzonego efektu ryczymy potwornie fałszującym wielogłosem „przybieżeli do betlejem pasterze”. ojciec-dyrektor upiera się przy „stile nacht” dzięki czemu kakofonią wydobywanych z przepon dźwięków plasujemy się w czołówce chórów atonicznie-eksperymentalnych. fotograf macha górnymi kończynami niczym wytrawny dyrygent i stanowczo egzekwuje do kolejnych ujęć wyrazisty akcent na robienie ryjka z literą „ o umlaut” dla spuentowania właściwego ujęcia, co kłóci się jednak z naszym rozpasanym „he he he”, niepożądanie rozjeżdżającym nam usta w soczysty uśmiech półgłówka. koniec sesji to indywidualne portrety. wysiłek składający się na niezbędnie konieczny uduchowiony fizis daleko wykracza poza nasze obrabiarkowe emploi. migiem przywołuję więc z pamięci ćwiczenia z jogi oczu, by sprostać wymaganiom fotografa w kwestii oczekiwanego , pozazmysłowego zawieszenia w czasoprzestrzeni wniebobranego kanta . halo?!? karnie wyginam źrenice w asanę: pozazmysłowe zawieszenia kanta. klaps, szlus, finito. uff. z niewymuszoną rozkoszą wracam do moich kółek zębatych i pionowej pinoli. sesja zdjęciowa przeszła w tryb dokonany.
b.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

trzy dni!!!! już trzy dni nie ma żadnych nowych wpisów?
Może byś się wzięła do roboty?
alaska