niedziela, 20 lipca 2008

o duńczyku, fontannie i śledziku

koncert benniego czawesa na starówce bardzo był bardzo. benni wprawdzie cery ziemistej ale o głosie suponującym bliskie pokrewieństwo pierwszego stopnia z majkelem bublejem. za to nie tak słodki. raczej jak gorzka czekolada. zaczął był taką piękną opowieścią o poszukiwaniu żony. nie mógł jej znaleźć w usa nie mógł w danii. no! myślę sobie dobra nasza. ujrzy mię zaraz wśród tłumu , oszaleje z zachwytu, wywoła na scenę, oświadczy się, obieca domek na skalistym wybrzeżu jutlandii i urodzi nam śliczne duńskie trojaczki. a on nagle oznajmia radośnie, że 17 grudnia 2000 roku poznał bjutiful łomen i ma z nią bejbi i w ogóle pani śmaka owaka, niech się pani pocałuje w łokieć. duńczyki to jednak dziwny naród. ale urodziwy. mieli taaakiego uroczego perkusistę, może powinnam jednak wyjść za bębnistę?


a warszawa nocą całkiem piękna się wydawa. meandrując w okolicach placu piłsudskiego takąśmy znalazły fontannę, co robiła różne plask i plum.

i odnowione krakowskie przedmieście takie menschfreundlich jest. ale najbardziej nam się podobała taka knajpka na krakowskim przedmieściu, w której zamawia się śledzika, setę i galaretę i spożywa to na stojaka na ulicy. a za 8 zybli można sobie zamówić nawet awanturkę. jak ktoś ma akuratnie potrzebę, to nie jest to wygórowana cena za publiczne, bezkarne rzucenie paru krwistych inwektyw.
a po spacerze do domu odwiózł nas szofer. oczywiście, że rolsrojsem.ba.


b


Ps. przyjechała nastolatka :) jej poobozowy stan higieny nie mieści się w europejskich normach. myślę, że i bagienni ludzie mieliby kłopot z klasyfikacją. z pokątnych przecieków obozowiczów wynika, że rośnie z niej poważna konkurencja dla kasi pakosińskiej kiedy wpada w rozchichotanie. i nagle tyle różnych rzeczy ją porusza, bawi, denerwuje. taki wrzący emocjami tygielek. fajowa jest. serio serio.

Brak komentarzy: