czwartek, 30 października 2008

konfucjanizm biurowy

z nowym weszliśmy nieoczekiwanie na niezwykle śliską płaszczyznę interpersonalną. wprawdzie z zachowaniem wszelkich norm społecznej kurtuazji ale jednak, rzucił mi przez lewe ramię z szelmowskim półuśmieszkiem: a bzyknie mnie pani?
w okamgnieniu spadłam mętalnie z fotela, szybciutko wstałam, otrzepałam garderobę i ... bzyknęłam. grzeczność - alter ego grzeszności. dla zaniepokojonych mą wątpliwą moralnością dodam, że z wieloznaczności bzykania wybrałam naprędce guzik do otwierania furtki. aczkolwiek nie wiem czy nowy był w pełni usatysfakcjonowany tą właśnie opcją . zwłaszcza, że o czym nowy nie wie, poza nim bardzo często bzykam listonosza ;)
b.


ps.
ale co tam bzykanko. właśnie nastawiłam w garach gołąbki łemkowskie z DROBIEM (alasko droga), kaszą gryczaną, papryką i sosem grzybowem. będą się kisić czy dni. w poniedziałek degustacja – odważni niech się czują zaproszeni.
b.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Chylę czoła.
Jest za co, oj tak tak...
To kiedy ta książka (poniekąd nawet i kucharska ;) w końcu zostanie złożona? Bo jak już zostanie złożona, to insi się postarają i wydana pewnie będzie tzw. 'czem prędzej'!
Serdeczności!
Ju(st)