niedziela, 9 listopada 2008

slołli

leniwość. pieczołowicie pielęgnuję drobnomieszczańską stabilizację i jesienną stagnację. z wolna przerzucam kartki książek lub ... czasopism. od czasu do czasu wrzucam coś do garnka nie do końca antycypując efekt ostateczny. przy odrobinie dobrej woli można by to zakwalifikować jako przejaw fantazji jednak słuszniej będzie zdiagnozować to jako jesienny tumiwisizm. sączący się z głośników Nalepa skutecznie gasi pełzające resztki energii. jestem uosobieniem i kwintesencją listopadowej akinetyki totalnej. posuwistym ruchem jednostajnie przyspieszonym zmierzam na jedynie słuszne i właściwe miejsce – tapczan. i jeśli nie pojawi się jakiś nieoczekiwany akcelerator, utknę to do pierwszych roztopów. taki mam plan.
b.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

a my?
przecież zaprosiłaś dzisiaj nas dzisiaj z wizytą towarzyską?
posiadasz szezlongi również dla nas?
alaska