środa, 2 września 2009

prokrastynatorja

zapisałam się do doktora pierwszego kontaktu. i to będzie faktycznie ten pierwszy raz. pani doktor mnie nie zna ja nie znam pani doktor. wszystko się zgadza. a ponieważ pierwszy kontakt przewidziano na 14 września (ciekawe jak do tego czasu wytrzymałabym z zapaleniem kłębuszka trąbki eustachiusza ) intensywnie wymyślam dla pani doktor interesujące dolegliwości, żebym od razu jej w oko wpadła i była TYM przypadkiem, o którym się mówi latami i z tkliwością wspomina po całym dniu pretensjonalnych kaszelków, wysięków, swędzących łopatek. macam się więc po korpusie i intensywnie próbuję dopasować ekwilibrystyczne teorie dr. hausa do swoich niedomagań. z przyrością wykreślam wędrującą nerkę, zespół lustra Giovanniny i zatrucie sporyszem. spektrum wąskie bo mam za sobą dopiero trzeci sezon hausa. po piątym mogłabym u pani doktor zabrylować. nicto. skupię się na faktach prawdopodobnych. strzyka mi na ten przykład w biodrach i kolanach. oraz drapie obce ciało mostek od środka. jakbym połknęła (a nie pamiętam) piórnik lub futerał na nóż wędkarski. jak się przegnę tak wiecie, jak rita hayworth w gildzie lub heroina podestów z rurą to mi tak coś w mostek bodzie od podszewki. jeśli też tak macie, to dajcie znać. nie będę szła do lekarza z populistycznym zwichnięciem przyczepów żebrowych. pff. ewtl. biodra . bolą sobie niecyklicznie i tylko jak leżę. to może je jednak zataję bo mi każe doktorka nie leżeć. a to byłoby gorsze niż pleśń na języku. odwieczne prawo do leżenia uważam za niezbywalne i sama se tej gałęzi nie odetnę. never. potem co tam jeszcze. włosy. a w zasadzie ich trend do oddalania się od właścicielki. po miesiąca zażywania pewnej kuracji mam wrażenie, że intensyfikacja emigracyjna moich włosów przybrała na apogeum. może jestem chronicznie uczulona na skrzyp? chętnie też obejrzę sobie własną morfologię. ciekawam, czy w myśl jesteśmy tym co jemy, w obrazie morfologii zobaczyłabym słoik z marynowaną papryką, orzeszki w panierce z sera i cebuli oraz szkielet tuńczyka (niechybnie pokłosie wchłoniętego ostatnio sushi). no i to chyba PRAWIE wszystko co mam do zaoferowania pani doktor. w zanadrzu trzymam oboma garściami definitywnie zdiagnozowaną, niepodważalną i specjalnie wyekstrahowaną prokrastynację w najczystszej postaci. O ! to mam na mur, żelazo, beton i stal. Odwiecznie i niechybnie nieskończenie. i ściskam kciuki, żeby na to dawali zwolnienie wraz ze skierowaniem na bora-bora.
a tymczasem jutro dzień świra ,czyli sam na sam z ojcem-dyrektorem. nakarmiłam go dziś winogronami. cholera, nie pamiętacie czym potencjalny zabójca nafaszerował winogrona dla alicji z „wszystko czerwone”? chętnie zrobiłabym taki sequelik!

b.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Prokrastynacja lub zwlekanie (z łac. procrastinatio – odroczenie, zwłoka) – w psychologii: patologiczna tendencja do nieustannego przekładania pewnych czynności na później, ujawniającą się w różnych dziedzinach życia.
Bywa nazywana "syndromem studenta".
NIESTETY NA TO NIE DAJĄ ZWOLNIEŃ!!!!
Sprawdzone i potwierdzone,
alaska
p.s. cwana gapa z ciebie ty symulancie i naciągaczu. Chciałaś okraść nasz kochany ZUS????
fe nieładnie.

benia pisze...

a tamnie dają zwolnienia, dają, tylko zwlekają