środa, 30 września 2009

targowica

co to ja miałam. a. miałam dać świadectwo targom w sosnowcu. w sumie to drodzy państwo nuda. i tyle. większą część targowego dnia zajmowało mi krojenie kiszonych ogórków, które znikały jakby każdy z naszych wystawców miał zasilanie na kwaszeniaki. nie nadążałam wykrawać ząbków. ponieważ myślą przewodnią naszego stoiska były koła zębate, uważałam, że plasterki ogórków wykrawane w ząbki na podobieństwo tychże detali będą bezsprzecznym podkreśleniem naszego zawodowego profesjonalizmu. ale tam . margaritas ante porcos vel perły przed wieprze. pielgrzymki ogórkożerców do stoiskowej kuchenki skutecznie udaremniały stosowną obróbkę. nadto jeśli mogę mieć w targach pewne „zasługi”, to niechybnie będzie to błyskawiczne i znaczące podniesienie poziomu cholesterolu u naszych targowych stołowników. smalec bowiem schodził jak woda z zepsutego dolnopłuka i trzeba mi na niego było polować w okolicznych gieesach. zaprawdę piękny był to widok, gdym odziana w wyjściowy gajerek, na nieniskich szpileczkach popylałam po supermarkiecie o godzinie 7:30 z rana taszcząc kosz pełen smalcu, kiełbachy i ogórków, choć wizualnie znacznie lepiej skomponowałbym się z butelką szampana i puszeczką kawioru. ante porcos. mówię wam.
hotel w którym przyszło nam stacjonować wbił nas swoim wyglądem na trzy metry w piękną, śląską ziemię. dalibóg z zewnątrz nie mniej ni więcej jak stanica dla wyposzczonych więźniów azkabanu, oferująca ukojenie chuci wszelakich. zamknąwszy oczy przekroczyliśmy jednak progi tej stancji albowiem alternatywą był nocleg w bagażniku, na co nikt nie zareagował akceptacyjnie. szczęśliwie dysharmonia między powłoką zewnętrzną hotelu a jego wnętrzem kolejny raz potwierdziła, iż po pozorach oceniać nie należy i liczy się wnętrze. a wnętrze było zaskakująco przyjazne. a w kuchni dawali cudowne carpaccio z cieniuchno skrojonej wołowiny we wianuszku z kaparów i słodko pachnący szkockim torfem nobliwy single malt na ukojenie żmudności targowego dnia. jedynym mankamentem hotelu była panosząca się woń ciepłej smoły i smarów przemysłowych albowiem tuż za ścianą rozlokował się magazyn stali, żelaza i drutu. sie kce targować na Śloncku trzeba Ślonck pokochać we wszystkich jego obliczach. tych eterycznych również.
z sytuacji obyczajnych przytrafiły się mi targach dwa rwania. no przy życiu mnie trzymią takie targi. naprawdę. rwania wzięły się stąd, że iż jak powszechnie wiadomo parytet płci w reprezentowanej przez nas branży to jawne wypaczenie podstaw demokracji przemysłowej a wypaczeniom przemysł obrabiarkowy mówi stanowcze i zdecydowane NIE. co skutkuje zdecydowanym wyżem męskim nad żeńskim w stosunku nokautującym. nie dziwi więc rwanie. raczej jego podłoże. otóż jedno było na tle szpiegostwa gospodarczego, drugie , było nieudolną kopią rwania na bridżet dżons i jej spódniczkę i skończyło się zaproszeniem na 3D. pierwsze rwanie było niezwykle nostalgiczne gdyż obiekt rwący znam jeszcze z ho ho ho czasów targów poznańskich gdy całkowicie nieświadoma rażenia noszonym rozmiarem 36 (!!!) epatowałam okolice stoiska kusym przyodziewkiem i z niewzruszoną nonszalancją przedkładałam nad zaproszenia na kawę dyskusje merytoryczne o wyższości śrutowania pisakiem nad śrutowanie kulkami szklanymi. takiej idiotki się nie zapomina. dziw tylko bierze, że obiekt rwący zidentyfikował mnie w rozmiarze bądź co bądź Znacznie bogatszym i w peniuarach już nie tak odważnie frymuśnych (stylistyka klasyczna w miejsce niestosownego odkrywania kolan mode on). rwanie numer dwa skupiło się na mojej , nie ukrywam , pięknej wrzosowej koszuli i niewiele brakowało ażebym ją zdarłszy (imiesłów przysłówkowy uprzedni – przypominam) zarzuciła ja na ramiona obiektu ale rozmiarówka nam nie konweniowała. niepocieszony rwant zaoferował mi wspólne oglądanie filmu w 3D. do dziś żałuję, że mi czas ograniczony obowiązkiem szatkowania kwaszonych nie zezwolił na udział w tejże projekcji. to mogłoby być fascynujące . ja, on, ciemnia sali projekcyjnej i film „technologia obróbki wałów korbowych na pięcioosiowym, sterowanym numerycznie centrum obróbkowym”. życie bywa okrutnie okrutne.
tymczasem muszę się zadowolić projekcja hausa. ale to wszak tylko lichy substytut obróbki w 3D.

b.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Beniu,
tyle razy już prosiłam, weź mnie...weź mnie... i nie chodzi mi o żadne zbliżenia cielesne, tylko udział w jakichkolwiek targach, w których to ciągle i nieprzerwanie uczestniczysz i masz tak oryginalne i zachęcające wspomnienia, że aż się człowiek rwie! to kiedy następne?
Ju

benia pisze...

Ju, ależ proszszsz 18-20listopada sosnowiec egejn (zgroza!!!) Ty się zgłaszasz, a ja się wieszam , w konsekwencji kulawej repartycji dóbr i usług.