wtorek, 1 września 2009

świerszczyku mój

obawiam się, że we środę czeka mnie hekatomba, armagedon i całopalenie na azbestowym stosie. zgodnie z tendencją, której jakoś mi się nie chce odepchnąć ni nogą ni ręką albowiem czuję, że ta nawałnica po prostu musi przetoczyć się po mnie jak walec drogowy, otóż zgodnie z tą tendencją słyszę już jak spadają pierwsze bazaltowe odłamki lawiny. puk puk puk. spadają mi na czubek głowy , bynajmniej filozoficzne, kamienie. nie ogarniam tej kuwety. i jestem małym PUCHATYM (czytaj baaaardzo puszystym) króliczkiem nad którym szczerzą zęby psy gończe i wilcy i kruki i wrony i sępy i gęsi i głodne kozy. albo nie. jestem chryzostomem cherlawym upraszającym o pogłaskanie.
b.

ps.
12:04
mówię Wam, szraża jeźdźców apokalipsy to przy dzisiejszych wydarzeniach w biurze jak pokojowa parada osłów na placu defilad.
b.

psps
13:19
a jeśli ja czytam w opiniotwórczym portalu, że „zabił wuja, bo mu zjadł sałatkę” to doprawdy poziom skrupułów przed gremialnym zgilotynowaniem wszystkich, którzy dziś zaleźli mi za skórę wydaje się być maksymalnie zredukowany do zera absolutnego. my nerves are twanging like violin strings.
b.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Beniu, jest 15.26 - dopadli Cię, czy Ty ich dopadłaś?
Daj jakiś znak, może jakoś pomożemy?
halo, wszyscy fani benialooków, halo! Może czas na rewanż?
Ju

benia pisze...

still alive. kaźń została rozłożona w czasie. thiller w odcinkach. dzisiejszy jest over. jutro kolejne elektrowstrząsy i tak do świąt. nikt nie wie których. jak dam rade to sie nie dam ;)